5/03/2020 12:57:00 PM

„Wspomnienie o przeszłości Ziemi” - epopeja, którą poleca Barack Obama

„Wspomnienie o przeszłości Ziemi” - epopeja, którą poleca Barack Obama
Często kupuję książki na drogę. Na drogę z Warszawy do Singapuru, na drogę z Warszawy do Gdańska, na drogę z Centrum do domu. Ogólnie sporo kupuję. Wiem jaki typ książek lubię i jeśli nie znajdę nic sama, to zdarza mi się prosić o rekomendację. Tak było z "Problemem trzech ciał".

"Poproszę jakaś książkę o świecie przyszłości, jakąś fantastykę, nie musi być na serio, albo coś w stylu Murakamiego, jakieś azjatyckie niesamowite historie".

Okazało się, że dostałam połączenie obu tych życzeń. "Problem trzech ciał", czyli pierwsza część trylogii, otrzymała nagrodę Hugo dla najlepszej powieści, po raz pierwszy w historii przyznanej tłumaczonemu tekstowi. Ma bardzo dużo pozytywnych ocen, nominacji do wielu różnych nagród, ale mnie najbardziej rozczulają opisy w tylu każdego amerykańskiego "new york times bestseller" : "Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, uznał ją za jedną z najbardziej wartych przeczytania książek roku, a prezydent Barack Obama zabrał ją na urlop na Hawajach". Na HAWAJACH. Nie byle gdzie, na Hawajach. Jeśli Obama zabrał ją na Hawaje to powinna mi się spodobać :D dałam jej szanse i szybko wsiąkłam.

Liu Cixin skończył studia inżynierskie na Uniwersytecie Ochrony Wody i Energii Elektrycznej, pracował też w elektrowni. Ma dużą wiedzę i jego książka ma sens. Oczywiście jest to fantastyka, wymysły, które nigdy się nie zrealizują, teorie, które już sprawdzono i okazały się niesłuszne, ale każda część techniczna jest bardzo dobrze i starannie wyjaśniona. Autor przytacza istniejące zasady fizyki i matematyki, ma dużą wiedzę o kosmosie i już nawet dla pogłębienia tej wiedzy warto tę książkę przeczytać. Oczywiście komuś kto nie jest fizykiem ciężko będzie postawić granicę pomiędzy tym co prawdziwe i możliwe, a tym co autor sobie dopowiedział. Nie wpływa to jednak na postrzeganie historii. Wystarczy, jak do wszystkiego, podchodzić krytycznie i sprawdzać. To była też dla mnie ciekawa lektura ze względu na inne książki, które czytałam. Lema i Neila deGrasse Tysona'a - prawdziwy astrofizyk :D Nie sądzę bym kiedykolwiek posiadła wiedzę pozwalającą mi dyskutować o kosmosie, ale czuję, że wiem coraz więcej.



Na trylogię składają się: "Problem trzech ciał", "Ciemny las" i "Koniec śmieci". Łącznie prawie 2000 stron. Sam "Koniec śmierci" ma ponad 800. Najbardziej podobała mi się 2 i 3 część, po czasie zaczęłam traktować "Problem trzech ciał" tylko jako wprowadzenie, a jego bohaterów jako osoby które nas zapoznają z klimatem całej trylogii.

"Problem trzech ciał" zaczyna się w trakcie rewolucji kulturalnej w Chinach. Ye Wenjie, córka wybitnego fizyka jest świadkiem śmierci swego ojca z rąk hunwejbinów. Sama zostaje zesłana do tajnej bazy wojskowej Czerwony Brzeg, gdzie uczestniczy w programie wysyłania sygnałów w kosmos w poszukiwaniu obcych cywilizacji. Niespodziewanie to ona w końcu nawiązuje pierwszy kontakt. Czasy współczesne, naukowiec Wang Miao zostaje powołany w skład komisji badającej przyczyny samobójstw czołowych fizyków. W trakcie dochodzenia natyka się na grę komputerową o niestabilnym świecie Trzech Ciał. Okazuje się, że świat tej gry wcale nie jest fikcją, a projekcją rzeczywistości obcej cywilizacji, która wysłała ku Ziemi armadę, wezwana przez Ye Wenjie (źródło: wikipedia). Podobnież Chińczycy już kończą ekranizację.

"Ciemny las" opisuje przygotowania Ziemi do ataku obcej cywilizacji. Wiemy, że ten atak nastąpi za 400 lat. Czas się kurczy, społeczeństwo się zmienia, nauki podstawowe rozwijają w różnym tempie, każdy może z bohatera stać się antybohaterem. Jedyne zarzuty jakie miałam dotyczyły opisów socjologicznych i psychologicznych, nie zawsze zgadzałam się z tym jak społeczeństwo lub jednostki by zareagowały na dane sytuacje. Ale i dla mnie i dla autora jest to niewiadoma, z każdym założeniem można by było dyskutować, dlatego postanowiłam przyjmować wszystko tak jak jest opisane. Niektórych bohaterów lubiłam bardziej, innych mniej. Każdy jednak miał konkretną i spójną osobowość.



"Koniec śmieci" ciężko opisać bez zdradzania fabuły. Historia zaczyna się pół wieku po bitwie w dniu Sądu Ostatecznego. Nie będę więcej pisała bo mam nadzieję, że będziecie mieli kiedyś ochotę przeczytać i zdradzenie jak potoczyła się ta bitwa za dużo by powiedziało. Już to, że bitwa miała miejsce, dla mnie byłoby lekkim spojlerem ale jest to informacja podana nawet na okładce książki. Czytając "Ciemny Las" ciągle czkałam na jakiś plot twist, który zdradzi, że jednak nie ma żadnych kosmitów :d Książki są pełne plot twistów. Są również bardzo spójne i autor często wraca do przeszłości lub jakieś zdarzenie sprzed milenia nagle nabiera znaczenia.

Polecam! Książki do kupienia w moim sklepiku lub oczywiście w każdej dobrej księgarni ;)
Link: thrift shop



2/12/2020 01:04:00 PM

Dlaczego najlepiej czuję się w podróży

Dlaczego najlepiej czuję się w podróży
"Trzeba było mnie inaczej wychować" - to moja standardowa odzywka, gdy moja mama znów się martwi, że jadę na jakiś inny kontynent, gdzie nie będzie internetu, są piraci, szaleje odra lub jakaś inna dziwna choroba. Zwykle jeszcze żartuję, że nie musi się martwić, bo wykupiłam ubezpieczanie z transportem zwłok do kraju, więc nie będzie miała kosztownego problemu :D

Jestem bardzo wdzięczna za to, że jako dziecko podróżowaliśmy sporo. Wyjazd z tatą w góry świętokrzyskie, 8 godzin w pociągu w drodze w góry stołowe, polewanie oranżadą zakrwawionego nosa, stanie na poboczu, bo znów w naszym małym fiacie zabrakło benzyny, czy tworzenie z siostrą zeszytu z podpowiedziami do "państwo, miasto", to jedne z moich lepszych wspomnień z dzieciństwa. Pamiętam też jak płakałam gdy rodzice siłą wysłali mnie na wędrowny obóz harcerski i jak te dwa tygodnie stały się jednym z najlepszych wyjazdów, a przygoda z harcerstwem na pewno pomogła w tym magicznym (i strasznym) okresie dojrzewania. Od tego czasu podróżuję coraz więcej, 2018 był chyba najbardziej intensywny. Pracuję na pełny etat, mam ograniczone wolne, ale w poprzedniej pracy jeździłam też służbowo, wiec udało mi się być za granicą minimum raz w każdym z 12 miesięcy. W listopadzie po dwóch tygodniach w USA, miałam 3 dni w Warszawie i pojechałam na tydzień do Izraela. To był moment, w którym miałam dość... po czym wróciłam do domu i po 3 tygodniach poleciałam do Brazylii. Jeśli chodzi o bycie w domu to 1 tydzień to minimum, a 2 tygodnie to max. Później zaczyna mnie "nosić" i muszę chociaż coś planować. Nie jestem jednak w stanie żyć z podróżowania i być w ciągłej podróży, więc te krótkie wyjazdy to coś co lubię planować, wyczekiwać i przeżywać jak najlepiej umiem (nie zawsze się udaje).
cr: Martina Martian

Bagaż

Prywatnie podróżuję z plecakiem o pojemności 45 litrów i czasami dodatkowo bagażem podręcznym o pojemności około 30 litrów. Gdy podróżuję służbowo to biorę kabinówkę + plecak o pojemności 30 litrów jako bagaż podręczny. Łącznie mój bagaż nigdy nie przekracza 20kg. Na wyjazd do 4 dni biorę tylko ten plecak podręczny. Jak możecie sobie wyobrazić jest to bardzo mały procent tego co znajduje się w moim mieszkaniu. Czyli da się żyć bez tych wszystkich rzeczy! Na zdjęciu: ja, mój polecak, moja walizka i walizka koleżanki. Kolejna zmiana lokum w NY.



W domu ciągle staram się sprzątać, pozbywać rzeczy, nie kupować nowych, ale nie zawsze się to udaje i często czuję się przytłoczona swetrami, prezentami i innymi zbędnymi produktami. W podróży mogę chodzić tydzień w tej samej sukience i sandałach i czuć się z tym super. W pracy jak nałożyłam t-shirt, który miałam w zeszłym tygodniu, to zdarzało mi się musieć odpowiadać na pytania czy nie mam więcej ubrań #ludzie. Wiem, że to presja, którą sama sobie narzucam, ale w podróży czuję się z tym lepiej. Do pracy noszę siatę z komputerem, zeszytami, gumką do włosów, szczotką, książką, kluczami, telefonem, portfelem, czasami rzeczami na siłownię lub jakieś zajęcia "pozalekcyjne", a wracam jeszcze bardziej obładowana, bo wpadnę do rossmana po jakieś waciki, proszek do prania i inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. W podróży zdarza mi się chodzić bez żadnej torebki, plecaka czy nawet telefonu. Szok i niedowierzanie :D

Bagaż emocjonalny 

Niestety jestem osobą, której zdarza się traktować wyjazdy jako ucieczkę od odpowiedzialności, problemów i innych trudów codzienności. Dlatego zostawiam problemy i zmartwienia w domu, wyjeżdżam z zeszytem i długopisem, a w podróży planuję lepsze jutro. Zapisuję pomysły, zobowiązuję się sama przed sobą do różnych zmian (po powrocie) i w miarę możliwości ładuję baterie. Im bardziej się odcinam od tego co w domu, tym bardziej wypocząta jestem. Im bardziej różny od codzienności wyjazd, tym lepiej. Bardziej odpocznę w dziczy czy górach i bez dostępu do komputera niż na wyjeżdzie służbowym, który bywa bardziej męczący niż codzienność. Oczywista oczywistość :)


Sprzątanie i inne codzienne atrakcje

Zwykle w podróży nie trzeba załatwiać spraw w urzędzie, nie trzeba ogarniać problemów z cieknącym kranem, nie trzeba myć wanny i okien. Takie rzeczy jak pranie, wycieczka na pocztę by wysłać kartkę, czy stanie gdzieś w kolejce są elementem przygody i poznawania nowego miejsca.  Przeżywa się je zupełnie inaczej niż pójście po 8 godzinach pracy postać godzinę w kolejce na poczcie, by odebrać polecony z urzędu skarbowego (bo znów się zapomniało wypełnić wniosek o wrzucanie poleconych do skrzynki).

Ciągła zmiana

Plan dnia należy do mnie i jest połączeniem wszystkich fajnych rzeczy, które chciałabym zrobić. Nie lubię być za długo w jednym miejscu, więc nie grozi mi przymus siedzenia 8 godzin na jednym krześle. Nawet jeśli to bardzo wypoczynkowy wyjazd i chcę czytać książkę przez kilka godzin, to każdą z tych godzin mogę spędzić w innym miejscu. Mogę wsiąść w pociąg i gdzieś pojechać, w ramach swojego urlopu mogę wszystko. Niestety (lub "stety") działam też dosyć szybko i impulsywnie, ale na urlopie to nie problem. Na zdjęciu mój ukochany Singapur, bilety kupiłam na tydzień przed wyjazdem i kilka godzin po tym jak wpadłam na pomysł, że chcę gdzieś pojechać. 





Mam świadomość, że to co opisałam to typowe plusy bycia na urlopie. Ucieczka od obowiązków, odpoczywanie i po prostu nie chodzenie do pracy :D Cieszę się, że mam możliwość podróżować i jeszcze bardziej postaram się doceniać każdy, nawet mały, wyjazd. Miewam niestety też takie, podczas których czuję się źle, mimo wszystkich plusów opisanych wyżej. Dużo zależy od naszego nastawienia i chciałabym się postarać wprowadzać pozytywne i wakacyjne elementy do mojego codziennego życia. Mimo pracy, obowiązków, deszczu i kolejek na poczcie :)

Dajcie znać jeśli macie jakieś swoje dobre powody na lepszy humor podczas urlopu i przede wszystkim dajcie znać co najbardziej lubicie w swoim życiu codziennym.

12/10/2019 06:39:00 PM

Co przeczytałam w 2019 roku

Co przeczytałam w 2019 roku
W zeszłym roku postanowiłam, że będę zapisywała tytuły książek, które przeczytam. Chciałam zobaczyć a) ile czytam b) czego nie kończę i c) co najczęściej wybieram. Muszę przyznać, że uwielbiam książki, próba przejścia na czytnik nieudana, próba ograniczenia kupowania i kolekcjonowania również nieudana, miejsca na półce jak zwykle brak, nowe pozycje czekają aż znajdę czas. Do zapisywania tego co przeczytałam wybrałam mega łatwą opcję, zdjęcie na insta story, a później podpięcie tej relacji do wyróżnionych "2019". Poniżej moja lista.

1. H.Murakami, "Śmierć Komandora cz.2", kupiona
2. B.Souza, "The weekly coaching conversation" , pożyczona
3. M.Manson, "The subtle art of not giving a fuck", pożyczona
4. L.Lowndes, "How to talk to anyone", pożyczona
5. J.Flynn, "Break your own rules", pożyczona
6. S.Lem, "Człowiek z Marsa", kupiona, później przekazana dalej
7. S.Żadan, "Internat", kupiona
8. M.Power, "Help me", kupiona, później pożyczona dalej
9. S.Plath, "Szklany kosz", kupiona
10. C.Liu, "Problem trzech ciał", kupiona
11. N.deGrasse Tyson, "Astrofizyka dla zabieganych", kupiona
12. D.Kahneman, "Pułapki myślenia", pożyczona
13. S.Jeffers, "Feel the fear and do it anyway", prezent
14. J.Maxwell, "360-stopniowy lider", pożyczona
15. Malcolm XD, "Emigracja", kupiona, później pożyczona dalej
16. M.Szarapowa, "Niepowstrzymana", kupiona
17. R.Akutagawa, "Rashomon and other stories", kupiona
18. T.Huston, "Jak kobiety podejmują decyzje", pożyczona
19. K.Miller, "Instrukcja obsługi toksycznych ludzi", kupiona, później pożyczona dalej
20. K.Miller, "Droga Kasiu, jak żyć lepiej?", pożyczona
21. L.M.Alcott, "Male kobietki", kupiona
22. K.Miller, "Życie jest fajne", pożyczona
23. K.Miller, "Chcę być kochana tak jak chcę", kupiona
24. M.Yan, "Obfite piersi, pełne biodra", kupiona
25. L.M.Acott, "Male kobietki cz. 2", pożyczona
26. G.Thubten, "A monk's guide to happiness", kupiona
27. A.Chew, "The desire for elsewhere", kupiona
28. M.White, "Tolkien. Biografia", pożyczona
29. T.Fiałkowski, S.Lem, "Świat na krawędzi", pożyczona
30. A.Jucewicz, "Żyj wystarczająco dobrze", pożyczona
31. M.Grzybkowski, "Dlaczego jeden bitcoin wart będzie milion dolarów?", pożyczona
32. P.Thiel, "Zero to one", prezent
33. Y.N.Harari, "Sapiens od zwierząt do bogów", kupiona
 
33 pozycje, 8 książek po angielsku, 17 kupiłam (tak na serio to oczywiście kupiłam więcej, ale jeszcze nie zdążyłam wszystkich przeczytać), nadal czytam 4 z nich (pewnie 2 skończę do końca roku, 1 w przyszłym, 1 w ogóle bym chciała zapomnieć :D), 8 do pracy. 

Warte polecenia:
1. H.Murakami, "Śmierć Komandora cz.2" + oczywiście część 1, którą przeczytałam w grudniu 2018

10. C.Liu, "Problem trzech ciał", książkę polecono mi w księgarni gdy poprosiłam o coś fajnego z kategorii "wizje przyszłości", b dobrze się czyta, są wątki historyczne



11. N.deGrasse Tyson, "Astrofizyka dla zabieganych", w temacie książki wyżej, ogólnie bardzo polecam powiększanie swojej wiedzy i takie lekkie przyjemne książki przybliżające ciężkie tematy w przystępny sposób. 

12. D.Kahneman, "Pułapki myślenia", książka noblisty, bardzo odkrywcza i wymaga skupienia, ciężko się czyta ale warto się wysilić :)

15. Malcolm XD, "Emigracja", kupiłam ją na lotnisku aby mieć na drogę do samolotu. Skończyłam zanim samolot zdążył wystartować. Malcolm XD to postać z internetów, książka w tym stylu, genialnie się czyta

26. G.Thubten, "A monk's guide to happiness", kupiłam ją bo podobała mi się okładka i kilka zdań, które wyrywkowo przeczytałam w księgarni, a okazało się, że to jedna z lepszych książek jakie czytałam w tym roku. Kategoria : praca nad sobą.



33. Y.N.Harari, "Sapiens, od zwierząt do bogów", już taka trochę klasyka, też polecona i też polecam.


Zaczynam się przymierzać do pobicia rekordu w 2020 i mam trochę założeń: więcej czytania dla siebie! więcej pożyczania od ludzi i z biblioteki! więcej słuchania poleceń (zwykle się sprawdzały). W związku z tym proszę o Wasze polecenia, wskazówki oraz Waszą opinię co sądzicie o takim zapisywaniu co się czytało oraz Wasze ulubione książki.


8/13/2019 04:22:00 PM

Staż w CSPA - moje doświadczenie

Staż w CSPA - moje doświadczenie
Był taki czas w moim życiu, że bardzo chciałam przeprowadzić się do Korei. W związku z tym, że nie jestem najmłodsza i byłam już po studiach, wiedziałam, że nie zrobię tego za wszelkę cenę, a zmiana pracy musiała być sensowna i zgodna z moimi oczekiwanami, nie tylko jeśli chodzi o rozwój kariery, ale i wynagrodzenie. Uważałam, że mam małą szansę na sukces, ale podjęłam różne, mniej lub bardziej udane, próby. Teraz kiedy o tym myślę wydaje mi się, że nie byłam aż tak bardzo zmotywowana, pewna i wystarczająco odważna by się tam przenieść. Zdecydowanie łatwiej było zostać w Warszawie, robić wszystko bardzo asekruacyjnie, o nic nie prosić i mocno się nie wychylać. Na pewno niczego nie żałuję i wszystkie doświadczenia wpłynęły na to kim jestem, ale warto wyciągać wnioski i nie popełniać tych samych błędów zbyt wiele razy.


Jedną z moich najbardziej poważnych prób był staż w CSPA



Centrum Studiów Polska-Azja to polski ośrodek typu think tank, który działa od 2007 roku. Prowadzi stronę internetową, fanpage, szkolenia, konferencje, wydaje książki, zrzesza ekspertów i pasjonatów, wszystko to w tematyce Azji. Zgłosiłam się na staż w redakcji wiadomości z Korei, ale pisałam na tematy związane z kulturą. Miałam spore doświadczenie w pisaniu tekstów naukowych oraz powiedzmy, że przyzwoite w pisaniu tektsów na bloga, ale staż i tak okazał się cięższy i bardziej anagżujący niż się spodziewałam.

Odpowiedziałam na zgłoszenie o naborze stażowym wysyłając swoje CV oraz próbkę tekstów. Chyba tego samego lub następnego dnia oddzwoniła do mnie Patrycja Pendarkowska, która była wtedy koordynatorem projektu związanego z moim stażem (później awansowała na President of Board, a obecnie zarządza założonym przez siebie instytutem Boyma - link). Rozmowę z Patrycją wspominam bardzo miło, akurat byłam na dworzu, biegałam i pamiętam, że na rozmowie spędziłyśmy około 40 minut, podczas których chodziłam po lesie :D Sama rozmowa była moim najciekawszym wspomnieniem ze współpracy z CSPA, ciekawa dyskusja, wymiana doświadczeń, trochę nowej wiedzy, mądrych pytań i duża dawka informacji o tym co robi CSPA. Opowiedziałam o tym czym interesuję się najbardziej i o czym mogę napisać, ustaliłyśmy kilka pierwszych tematów i zabrałam się za pisanie.


Przez pół roku stażu napisałam 7 tekstów. Łącząc to z pracą zawodową, wyjazdami prywatnymi i wtedy jeszcze pisaniem na bloga czułam, że ciągle brakuje mi czasu. Napisałam kilka tekstów o kuchni koreańskiej (temat związany z moją pracą magisterską), fanach koreańskich gwiazd, a także o malarstwie świątynnym i piśmie koreańskim. Muszę przyznać, że z tekstu na tekst czułam się coraz bardziej przymuszana (wewnętrzenie, a nie zewnętrzenie), a robienie reserachu czy redagowanie tekstu nie sprawiało mi już takiej przyjemności jak na początku. 

Tak zwaną "kroplą, która przelała czarę goryczy" i bezpośrednio wpłynęła na moją decyzję o zakończeniu współpracy, była wymiana wiadomości z jednym z czytelników. Teksty na bloga to moje przemyślenia, doświadczenia i opinie, które w miarę możliwości uzupełniam o linki czy wiadomości z różnych źródeł. Prace na studia czy praca magisterska to typowa praca naukowa, gdzie wszystko musi mieć swoje uzasadnienie, a teksty na CSPA były pomiędzy tymi dwoma typami. Czyli czasami "za dużo źródeł, to nie praca naukowa", a czasami "skąd ona to wzięła, gdzie są jakieś źródła". Po opublikowaniu tekstu, administrator fanpage zamieszczał na fejsie linka do mojego tekstu. Pod niektórymi pojawiały się miłe komentarze, pod innymi ciekawa dyskusja, a pod jednym personalny atak na moją osobę :D Specjalnie się tu (na blogu) ukrywamy, nie publikuję pod nazwiskiem, ale na CSPA tak, więc zostałam poproszona o dyskusję z tym panem z mojego prywatnego konta. Czyli nie CSPA prowadziło z nim dyskusję, a ja. Z autobusu, lotniska, a później po przylocie do Korei. Wszystko pod czujnym okiem moich znajomych. Było to stresujące i nieprzyjemne doświadczenie, które sprawiło, że uznałam, że gra nie jest warta świeczki i po prostu się do tego nie nadaję. Skończyłam tekst, który wtedy pisałam i zakończyłam współpracę. Nie z winy CSPA, ani nie ze względu na jakieś problemy komunikacyjne, a ze względu na dobrą lekcję polegającą na uświadomieniu sobie czego nie chcę :) Czyli pierwszy krok do odpowiedzi na pytanie "czego chcę?"

CSPA nadal obserwuję oraz czytam, uważam, że to światna platforma, a Azja nadal jest mi bliska. Cieszę się, że mamy taką platformę oraz że powstają kolejne, ale jeśli chodzi o pisanie to zdecydowanie bardziej odnajduję się w tym lekkim i przyjemnym. Z gifem, żartem i różnymi drobnymi błędami, które zdarzają mi się tu i ówdzie. CSPA to głównie biznes i ekonomia, poważne tematy i poważni ludzie, trzeba być zmotywowanym, pewnym siebie i swoich komeptencji, ja nie byłam.

To doświadczenie pokazało mi, że nie jestem aż tak zmotywowana i pewna co do swojej pasji oraz rozwoju karierty w stronę zajmowania się Koreą. Nie chciałam chodzić na spotkania i konferencje, które nie dotyczyły interesujących mnie rzeczy, a mogłyby być dobrym networkingowym doświadczeniem, nie chciałam rozmawiać z ludźmi, których oczekiwania co do mojej wiedzy oraz pobudek były zupełnie inne niż moje. Musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie czy to pasja i droga życiowa czy to tylko bardzo fajne hobby. Jak widać było to po prostu bardzo fajne hobby :) 



7/29/2019 04:34:00 PM

Co dalej?

Ostatniego posta zamieściłyśmy w lutym. Korea, koreański, dramy i społeczność ludzi zajmujących się Koreą nadal są dla nas ważne, ale nie jestem, bo będę pisała o sobie, już taką fanką jak kiedyś. Nie prowadzę już bloga na tumblr, nie słucham codziennie kpopu, ostatnią dramę obejrzałam ze 2 miesiące temu, a na dobitkę 2019 to pierwszy rok (od chyba 7), w którym nie byłam i nie będę w Korei. Oczywiście nadal dużo podróżuję, Azja jest moim ulubionym kontynentem i będę w Seulu w maju 2020 roku, ale jak widzicie, kierunek zainteresowań znacząco się zmienił. A raczej poszerzył. 

Od czasu kiedy interesuję się kpopem i kulturą popularną Korei dużo się również zmieniło. Jonghyun, wszystkie afery Big Bang, nowe zespoły, których w ogóle nie słucham, czy coraz bardziej pooperowane gwiazdy dram, które sprawiają, że robi się coraz sztuczniej. Tak, z mojej perspektywy to już nie to samo. To co mnie wiązało z tematem już nie istnieje lub przeszło taką transformację, że nie czuję połączenia. Znalazłam nowe rzeczy, nowe tematy, nowe zainteresowania, nowe problemy i nowe pasje. Pisanie nadal sprawia mi bardzo dużą przyjemność, więc chciałabym móc wrzucić tutaj raz na jakiś czas swoją nową zajawkę, przemyślenie, fajną restaurację czy przepis, a nawet relację z podróży, ale nie będzie to już jedynie koreańskie. 

Blog rozchodził się i "umierał" wolno, czasami jeszcze coś napisałyśmy, gdzieś pojechałyśmy, ze dwa razy w miesiącu ktoś nowy zaobserwuje nas na instagramie czy polubi nasz fanpage, ale żadna z nas już się w niego nie anagażuje. Nie chcę tutaj niczego obiecywać, wręcz przeciwnie, bardziej chcę zakończyć jeden etap, podziękować i pójść dalej. Blog jest niesamowicie fajną platformą, poświeciłyśmy dużo czasu i pracy aby wyglądał tak jak wygląda teraz. Daria spędziła niezliczone godziny edytując kod, rysując i przycinając Oppę, te wszystkie zdjęcia i posty to nasza praca i wspaniałe doświadczenia, nie chcę tego tracić, chcę dopisać nowe, inne. 


W związku z tym chciałybyśmy Wam z Darią bardzo podziękować i powiedzieć, że nic nie obiecujemy, nie wiemy czy pojawi się tu w przyszłości jakiś post i czy będzie o Korei, ale jeśli tak, to oczywiście będzie nam niezmiernie miło mieć Was dalej wsród czytelników.


Pozdrawiamy,
Kasia i Daria 





PS: link 


2/24/2019 08:27:00 AM

Testujemy Borntree

Testujemy Borntree
Posty o kosmetykach nie pojawiają się u nas zbyt często, ale jeżeli już się pojawią to znaczy, że coś jest na rzeczy. Oczywiście używamy koreańskich kosmetyków, chociaż zazwyczaj kupionych w Korei, a nie w Polsce, ale rzadko robią na nas na tyle duże wrażenie żeby pisać o nich coś więcej. Tym razem będzie o marce Borntree, ale zanim do niej przejdziemy, szybkie wprowadzenie. 

Pod koniec grudnia dostałyśmy zaproszenie na KBeautyShow 2018 organizowany przez firmę Korean Unicorn Shop, zajmującą się dystrybucją koreańskich kosmetyków w Polsce (przede wszystkim własnie firmy Borntree). To było pierwsze takie wydarzenie organizowane przez tę firmę i jak na pierwszy raz wypadło nieźle. Spotkanie było oczywiście poświęcone koreańskiej pielęgnacji i kosmetykom. Czekało nas kilka wykładów na temat m.in. 10 stopniowego rytuału pielęgnacji  (tych którzy jeszcze o nim nie słyszeli odsyłamy do tego postu), walki z trądzikiem, masek w płachcie. Właściwie nie dowiedziałam się tam niczego nowego, ale odświeżyłam wiedzę i widziałam, że dla osób, które nie znają zbyt dobrze koreańskiej pielęgnacji sporo z informacji było nowością. 

cr: Korean Unicorn Shop, to epika odpowiedzialna za całe wydarzenie :)

Fajną sprawą na konferencji był sprzęt do badania jakości swojej skóry, w stosunku do swojego wieku (Hurra, moja skóra jest troszeczkę "młodsza" niż ja, więc trzymam się nieźle ;) ). Dostałam też w pakiecie informację o problemach  i porady dotyczące pielęgnacji.

Małym minusem było to, że zaprezentowano nam niewiele marek (2 lata temu byłyśmy na K-Beauty Poland i tam było wszystkiego dużo dużo więcej), ale wracając do głównego tematu. Na konferencji dostałyśmy do przetestowania kilka kosmetyków. Jako że impreza odbyła się pod koniec grudnia to oczywiście były Święta, potem Sylwester, więc tak naprawdę dopiero w styczniu sięgnęłam po nowe nabytki. Mijają 2 miesiące odkąd zaczęłam ich używać, więc czas najwyższy na recenzję. Do przetestowania dostałam krem mleczny Gold Milk Steam, serum wygładzające Gold Milk oraz krem przeciwsłoneczny Sunblocker Berry Essence 50/PA+++. Zacznijmy od kremu... nie przepadam za kremami i niestety ten też mi nie przypasował. Teoretycznie do każdego rodzaju skóry, w praktyce bardzo długo się u mnie wchłaniał i pozostawiał na twarzy nieprzyjemną tłustą warstwę. Po mniej więcej tygodniu dałam sobie z nim spokój.

Na szczęście poza kremem były też inne rzeczy, więc przejdźmy do przyjemności. Na początek serum, którym jestem zachwycona. Podobnie jak krem zawiera połączenie mleka koziego, oślego i tłuszczu końskiego i ponownie sprawdza się przy każdym rodzaju cery, ale tutaj to rzeczywiście prawda. Szybko się wchłania, naprawdę dobrze wygładza i nawilża twarz, z czystym sercem polecam. Za każdym razem kiedy go użyję moja skóra następnego dnia wygląda naprawdę bardzo dobrze. Używam regularnie i na pewno będę to robić nadal.

Kolejnym udanym produktem jest krem przeciwsłoneczny, który też bardzo przypadł mi do gustu. Jest lekki i nie zostawia tego paskudnego tłustego filtra i białej warstwy na twarzy, których nie cierpię. Dobry pod makijaż i już wiem, że przed wakacjami muszę dokupić kolejne opakowanie. Najlepszy krem przeciwsłoneczny jakiego używałam, a było ich dużo, bo walczę ze słońcem jak się da (wolę w lecie być całkiem biała niż czerwona jak burak :D). 

Poza skutecznością, plusem tych kosmetyków są opakowania. Mimo że czasami nie mogę się oderwać od tych ślicznych, uroczych koreańskich opakowań w kształcie zwierzątek, kwiatków, owocków itd. to jednak zazwyczaj stawiam na minimalizm. Opakowania Borntree właśnie takie są- proste, białe, bez zbędnych ozdobników. Malutki (ale bardzo malutki) minusik to to, że informacja o produkcje w języku polskim znajduje się tylko na kartonowym opakowaniu, więc kiedy je wyrzucę pozostaje mi szukać szczegółów tylko na stronie dystrybutora. Mały minus, bo zazwyczaj bez problemu zorientuję się, że to na co patrzę to krem, a nie na przykład tonik, ale czasami taka informacja z tyłu produktu się przydaje.

Podsumowując, czy polecam markę Borntree? Z 3 przetestowanych produktów, bardzo podobają mi się 2, więc jak najbardziej tak. Czy będę dalej używać ich produktów? Tak, kiedy mi się skończą te, to kupię sobie następne i z chęcią przetestuję też inne produkty tej marki.

Tyle z mojej strony, napiszcie mi czy znacie Borntree, a jeśli nie to jakie koreańskie kosmetyki polecacie?

1/15/2019 04:03:00 PM

Wywiad z zespołem Hae-eo-hwa

Wywiad z zespołem Hae-eo-hwa
ZESPÓŁ HAE-EO-HWA

Hae-eo-hwa (해어화), czyli zespołu studentek filologii koreańskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prezentujący tradycyjny koreański taniec z wachlarzami- buchaechum (부채춤).

Facebook: 해어화 Haeeohwa - Korean Fan Dance Group
Instagram: @hae_eo_hwa


Cześć. Przedstawcie się. Kto wchodzi w skład zespołu?

안녕하세요! Jesteśmy zespołem o nazwie Hae-eo-hwa. Nasz obecny skład to Paulina, Daria, Liliana, Klaudia, Marta, Ewa, Ewelina, Justyna, Alexandra, Basia, Ludwika, Izabela i Klaudia.

Co oznacza nazwa Waszego zespołu?

Nasza nazwa, czyli Hae-eo-hwa wzięła się z chińskich znaków, które można przetłumaczyć jako "kwiat potrafiący wyrażać" i to również oznacza "piękną kobietę".

Jak długo występujecie w zespole?

Najdłuższy staż to 5 lat, reszta z nas po 3 i 2 lata, ale mamy też dwa nowe, tegoroczne nabytki.


Kiedy powstał Wasz zespół?

Nie zostało to jakoś udokumentowane, że od tego i tego dnia powstał ten zespół, ale wiemy, że powstał około 2008 roku. Wiemy też, że te wachlarze, które miałyśmy na początku zostały przez kogoś podarowane, ale coraz więcej osób chciało dołączyć do zespołu, więc dziewczyny ze starszych roczników za własne pieniądze kupowały deseczki, materiały i pióra do wachlarzy i samodzielnie je robiły.

Jak wyglądają przygotowania do występów, jak często odbywają się próby?

Raz w tygodniu, potem, jeżeli okazuje się, że jednak musimy dopracować układ to ilość prób się zwiększa. Jedna próba potrafi trwać od minimum 2 do 4 godzin.

Opowiedzcie nam coś więcej o tradycyjnym tańcu z wachlarzami. Skąd się wywodzi, kiedy powstał, kto jest jego twórcą?

Sam taniec buchaechum (부채춤) powstał w połączeniu tańca szamańskiego z tańcem dworskim z czasów dynastii Joseon, i stworzyła go Kim Baek-bong. W 1954 roku został oficjalnie zaprezentowany przez solową artystkę, a po raz pierwszy właśnie w takiej formie jaką możemy dzisiaj podziwiać (w większych grupach) pokazano go podczas Festiwalu Sztuki Ludowej, który odbył się w Meksyku równolegle z Igrzyskami Olimpijskimi w 1968 roku. Wtedy ten rodzaj tańca po raz pierwszy przedstawiło około 20 osób.

Na czym polega taniec z wachlarzami,  co jest w nim najtrudniejsze?

Wydaje się, że to bardzo płynny taniec, ale żeby tę płynność uzyskać trzeba w określony sposób poruszać ciałem, tak więc za tą płynnością kryje się określony ruch rąk, o którym cały czas trzeba myśleć, żeby go wykonać poprawnie. Obrót musimy wykonywać na pięcie nie na palcach, kąty między wachlarzem, a ręką muszą być zachowane. Są takie klasyczne figury jak fala, kwiatek czy obrót, które wykonuje się w określony sposób. Ważny jest też odpowiedni sposób chodzenia- malutkie kroczki na ugiętych nogach. Staramy się tego wszystkiego przestrzegać.

Powoli zagłębiamy się w te wszystkie szczegóły i poznajemy zasady. W miarę jak się tego uczymy to wprowadzamy nowe rzeczy. Zależy nam na tym, żeby być coraz bardziej profesjonalnie.

Jak rekrutujecie nowych członków zespołu? Czy każdy może do niego dołączyć?

Co roku, na początku pierwszego semestru, ogłaszamy nabór i osoby, które się zgłoszą zapraszamy na spotkanie, podczas którego uczymy ich podstawowych figur i wybieramy spośród nich te osoby, które mają najlepsze predyspozycje. Wszystko zależy też od tego ile akurat mamy wolnych miejsc, w danym roku. Oczywiście naszym wymogiem jest to, żeby wszystkie kandydatki były z naszego wydziału. 

To też nie jest tak, że ktoś musi mieć kilkuletnie doświadczenie w tańcu. Wybieramy osoby, które mają predyspozycje i im zależy, bo dbamy o to, żeby jak najbardziej rozwijać nasz zespół. Chcemy, żeby były w nim osoby, które nie robią tego tylko dla jakiś korzyści (punktów), ale jest to po prostu ich hobby.

Czy ten taniec mogą tańczyć również mężczyźni?

Akurat ten rodzaj tańca, który my przedstawiamy, jest przeznaczony tylko dla kobiet. Mężczyźni go raczej nie tańczą, ale są inne rodzaje tańca z wachlarzami, które mogą wykonywać razem i kobiety i mężczyźni, albo sami mężczyźni. Gdyby taka sekcja (męska) chciała powstać, to my jesteśmy bardzo pozytywnie nastawione i chętnie możemy pomóc.


Czy inni studenci kojarzą Wasz zespół?

Sporo osób z innych wydziałów wie o naszym zespole. Podchodzą do nas i pytają czy to my jesteśmy z zespołu z wachlarzami. Wydaje nam się, że jesteśmy coraz bardziej rozpoznawalne i czasami po prostu jak ćwiczymy, bo ćwiczymy głównie na korytarzu naszego uniwersytetu, słyszymy osoby przechodzące korytarzem, które wiedzą kim jesteśmy.

Jakiś czas temu prowadziłyście zbiórkę internetową na nowe wachlarze. Czy w takim razie stroje i wachlarze musicie kupować sobie same, czy ktoś je Wam częściowo sponsoruje?

Na początku miałyśmy jeden hanbok na wzór i każda musiała we własnym zakresie albo zakupić albo uszyć własny. Teraz nawiązałyśmy współpracę z orkiestrą z Korei- Chungnam Korean Traditional Music Orchestra z Cheonan ( 천안시충남국악관현악단 ) i oni w ramach tej współpracy nas wspomogli i ofiarowali się z hanbokami, które sami nam też wysłali, za co jesteśmy im bardzo wdzięczne. W działalności zespołu pomaga nam również nasza uczelnia.

Skąd czerpiecie inspiracje?

Głównie z filmików i nagrań profesjonalnych zespołów. Obserwując te osoby staramy się czerpać inspiracje. Wszystkie układy, które przedstawiamy są naszego autorstwa.

Do jakiej muzyki tańczycie?

Zazwyczaj staramy się tańczyć do muzyki tradycyjnej, ale zdarzyło się nam tańczyć do muzyki z dramy historycznej. Generalnie stawiamy na utwory tradycyjne, żeby osoba, która zna się na tym tańcu nie zarzuciła nam, że nie tańczymy do muzyki przeznaczonej do buchaechum.


Jak widzicie przyszłość zespołu?

Wydaje nam się, że w Polsce nie mamy warunków na to, żeby robić coś w kierunku bycia profesjonalnymi tancerkami, ale gdyby któraś z nas pracowała na przykład w centrum kultury, to w takim miejscu jak najbardziej możemy przygotowywać jakieś prelekcje i pokazywać rzeczy  związane z tańcem z wachlarzami. Nie sądzimy żeby powstało coś takiego jak oficjalny, zarabiający pieniądze, jeżdżący po Europie, zespół koreańskiego tańca składający się z Polek.

W takim razie dlaczego akurat taniec z wachlarzami?

Chodzi nam o to, żeby promować koreańską kulturę, ale nie tylko od strony k-popu, ale własnie też  od strony kultury tradycyjnej. Też jesteśmy zespołem, niekoniecznie tańczymy i śpiewamy jednocześnie,  ale chcemy pokazać światu, że Korea to nie jest tylko k-pop i że jest wiele innych rzeczy, które warto poznać i zakochać się w tej kulturze.

Występowałyście już na różnych związanych z Koreą imprezach. Pamiętacie jakiś swój najbardziej stresujący występ?

Stresujące wydarzenie... chyba Korea Festival i taniec przed Ambasadorem Korei. Chociaż tak naprawdę, chyba każda z nas za najbardziej stresujący uważa swój pierwszy występ.

Jakie macie plany na przyszłość?

Niedawno dostałyśmy zaproszenie na festiwal folklorystyczny w Macedonii, więc jeżeli uda nam się na niego pojechać to czeka nas przed nim dużo pracy.

Dziękujemy za wywiad i powodzenia w dalszej działalności zespołu!
Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger