7/18/2016 03:57:00 PM

한집 - Koreański dom w Tbilisi

한집 - Koreański dom w Tbilisi
Górski wyjazd marzył mi się od dawna, więc gdy dwójka przyjaciół zaproponowała Gruzję zastanawiałam się tylko 24 godziny. Do wyjazdu był tylko miesiąc, mało czasu na przygotowania, plan tylko na góry, więc nawet nie sprawdzałam czy w stolicy mają koreańską restaurację. Czas spędziliśmy w górach, w marszrutkach i na jedzeniu.
.

Kilka ostatnich dni poświęciliśmy na zwiedzenie Tbilisi i okolic. Po jednym z sutych gruzińskich obiadów mój kolega zauważył koreańską restaurację i zaproponował abyśmy wybrali się tam następnego dnia. Moja miłość do Korei była im znana, a wspólny koreański obiad obiecywałam im od dawna, więc okazja wydała się idealna. Trochę obawiałam się, że ich pierwsze spotkanie z koreańskim jedzeniem odbędzie się w niesprawdzonej przeze mnie restauracji, ale wszystko udało się cudownie, a oni zostali nowymi miłośnikami ostrych smaków.

W lokalu znajdowali się tylko Koreańczycy, leciał kpop, a na ścianach wisiały autografy, koreańskie obrazki, zdjęcia i hanbok.




W związku z tym, że kelnerka się uczyła i pewnie pierwszy raz obsługiwała tak wielu Koreańczyków jednocześnie, my musieliśmy trochę poczekać na zamówienie i dwa razy je powtarzać. Bardzo się starała i szybko realizowała nasze prośby, więc tą małą niedogodność postanowiliśmy jej wybaczyć :D

Ja zamówiłam kimbap, kimchi i tofu.







Kimbap był idealny! To samo kimchi, poszło całe i zjadłabym jeszcze więcej. Tofu dostaliśmy na koniec, mimo, że było bardzo smaczne, nie dałam rady zjeść całego.

Znajomi postawili na mięsa i przystawki. Mega porcja japache, sporo przystawek, miska ryżu i wszystko to...zjedzone widelcem! :D



Wszystkie dania były duże, a do tego bardzo smaczne, więc nasz obiad oceniamy wysoko. Musieliśmy jedynie przypomnieć o ryżu, dostaliśmy go dużo później i był zimny, więc to on wpływa na obniżenie naszej oceny. Poza tym wszystko było cudowne, gdyby lokal znajdował się w Polsce, to na pewno regularnie bym do niego wracała. 

Informacje praktyczne:
  • Dojazd: Shalva Dadiani str N4 Tbilisi
  • Ceny: Średnie, ale bliżej im do wysokich. Ogólnie droższe niż gruzińskie jedzenie, ale tańsze niż inne zagraniczne lokale.
  • Strona internetowa: Facebook 
 
Ocena Oppy:
 
 

7/02/2016 09:40:00 AM

Busańska babcia w Seulu, czyli w koreańskim barze mlecznym.

Busańska babcia w Seulu, czyli w koreańskim barze mlecznym.
- Jeszcze jeden kurczak Ciociu!

- Dwa razy zupa.

- Wody Ciociu! Skończyła się nam woda.

Staruszka żwawo biega między stolikami, przynosi kolejne dania, wodę i kubki. Wita nowych gości, podśmiewa się ze stałymi bywalcami i od czasu do czasu patrzy w stronę stolika gdzie siedzą te dwie białe dziewczyny. Przychodzą tu już od tygodnia i za każdym razem zamawiają bibimbap. Prawie nie mówią po koreańsku i trudno zgadnąć z jakiego są kraju. Babcia przedyskutowała już ten problem z towarzyszkami z kuchni, ale nadal mają zagwozdkę. W otoczeniu brudnych talerzy i kubków, z rękoma mokrymi od mydlin, będą spoglądać na nas co chwilę, podnosząc głowy znad parujących garnków.


Babcia jest jedną z pracownic 할매순대국 (Halmae Sundaeguk), co można przetłumaczyć jako babcina zupa sundae (zupa sundae to zupa na bazie koreańskiej kaszanki, w której zamiast kaszy jest oczywiście ryż). Babcia też nie jest tu zwyczajna, bo w standardowym języku koreańskim babcia to 할머니, natomiast  할매 to określenie na babcię w dialekcie z południa (Busan i okolice). Nasz babcia jest jednak jak najbardziej seulska, zresztą tak jak i sieć tych barów, którym bliżej do polskiego baru mlecznego niż szykownej restauracji. Menu wisi na ścianie, przy suficie gra wiecznie włączony telewizor, na małej sali jest wciśniętych kilka standardowych i kilka niskich stołów do siedzenia na podłodze. Ceny są tu równie niskie co te stoły, za kilka tysięcy wonów można tu zjeść do syta, i pewnie właśnie dlatego gdy po raz kolejny w przeciągu ostatniego tygodnia zbiegłam ulicą, na której końcu mieszkamy, bar był pełen. Babcia widząc mnie w drzwiach machnęła ręką w stronę wolnego miejsca i nawet nie pytając zaordynowała bibimbap.



W restauracji siedziało kilku licealistów, rodzina i grupa starszych panów z uwagą śledzących wyświetlane właśnie wiadomości. To miejsce ma klimat, mimo że jest sieciówką. Przychodzą tu ludzie z różnych grup społecznych i po prostu z przyjemnością jedzą, rozmawiają i drażnią z babciami.

Najlepiej sprzedające się dania można obejrzeć na zdjęciach.

Nieciekawy wystrój, tanie jedzenie, brak porządnego menu, ot tani bar. A jednak jest w nim coś co każe mi tu wracać. Lubię to miejsce, wydaje mi się stałym elementem miasta, wiem, że jak pojawię się tu znowu za tydzień, albo za pół roku ono nadal tu będzie. Nie zniknie jak jedna z tych kawiarni i restauracji, których co miesiąc powstaje w Seulu kilkadziesiąt i co miesiąc kilkadziesiąt z nich przestaje istnieć. W tym chaotycznym, hałaśliwym mieście jest jedno pewne miejsce, w którym spotkam wiecznie plotkujące babcie, które śmiejąc się zaserwują mi proste, pyszne danie.

Kciuk w górę! Babcia poleca, więc jak tu nie spróbować ;)

Informacje praktyczne:

Skraje mapki: stacje metra Hongki i Sinchon, Babcia jest po środku mapki, tuż koło Paris Baguette.


Ocena Oppy:





Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger