1/29/2015 09:44:00 AM

Dramy - pozycje kultowe

Dramy - pozycje kultowe
Jedne dramy można lubić bardziej, inne mniej, ale zawsze jest pewna grupa dram kultowych, które poleca się "początkującym", wszędzie znajduje się do nich odniesienia i wymienia jako jedne z najlepszych. Mimo, że żadnej z nich nie było na mojej liście TOP 10 (część 1 i 2), to wszystkie bardzo lubię i poniżej spróbuję Was do nich przekonać :) (o ile jeszcze ich nie widzieliście)

1. Boys Over/Before Flowers (vel BOF), 2009
Moja pierwsza koreańska drama w życiu, mój pierwszy bias (Lee Min Ho), moje pierwsze OTP, mój pierwszy ulubiony OST, moje pierwsze wszystko.


Historia typowa jak na koreańskie dramy. Bogaty rozpuszczony chłopak Goo Joon Pyo (Lee Min Ho) zakochuje się w biednej dziewczynie (Koo Hye Sun). Mamy zanik pamięci, mamy jej metamorfozę, jego gołą klatkę piersiową, dziwne stroje, jeszcze dziwniejsze dialogi, tonę romantycznych scen i lekko przymulonego Kim Hyun Joonga grającego (w białym golfie!) na skrzypcach. Uwielbiam tę dramę bo każdy odcinek rozbawiał mnie do łez. Oczywiście historia jest poważna, trudna miłość i w ogóle, ale wszystko przedstawione w taki sposób, że jeśli płacz to ze śmiechu.



Co świadczy o tym, że drama jest kultowa?
  • Reklamy wykorzystujące bardziej bohaterów niż aktorów, np. 1, 2, 3
  • Parodie zrobione przez znane kpopowe zespoły, np. 1, 2, 3
  • OST, którego nie da się zapomnieć (nawet gdyby się chciało) Aaaaaaaaaalmost paradise!
  • Nawiązania do tej dramy dostrzegalne w innych produkcjach 
  • Drama powstała na powstanie japońskiej mangi, jest bardzo dużo ekranizacji (nawet amerykańska)


2. Secret Garden, 2010
Chyba Was nie zdziwię jak powiem, że historia jest bardzo podobna do tej z BOF? Tylko ludzie trochę starsi. Główny bohater to Kim Joo Won (Hyun Bin <3), arogancki i ekscentryczny CEO, który zakochuję się w biednej Gil Ra Im (Ha Ji Won). Co ciekawego tutaj mamy? Jest zamiana ciał między nimi (to też wątek, który w dramach powraca), poza tym standardowo: gołe klaty, dziwne ubrania (bluzy Hyun Bina) i mnóstwo ciekawych scen, które zostały później odtworzone w innych produkcjach.


Polecam Waszej uwadze parodię, którą przygotowali panowie z Big Bang (klik), nie tylko dobrze ją odtworzyli, ale jest też sporo odniesień do ich historii. No i GD powinien dostać jakąś nagrodę za rolę Gil Ra Im. 


Poza tym ta drama jest na prawdę słodka, Hyun Bin robi fajne miny i wszystko kończy się dobrze.


3. You're Beautiful, 2009 
Czy ktoś nie zna tej dramy? Klasyka klasyki!  Drama naszpikowana znanymi aktorami (Jang Geun Suk, Park Shin Hye) oraz piosenkarzami (Hongki z FT ISLAND i Yongwa z CN BLUE). Dziewczyna udaje faceta (swojego brata) i zostaje członkinią (członkiem? :D) popularnego zespołu. Ona zakochuje się w liderze, a wszyscy pozostali w niej (nawet Ci, którzy myślą, że jest mężczyzną). Po drodze mamy dużo śpiewania oraz bardzo śmiesznych scen. 



Dlaczego ta drama jest kultowa? Moim zdaniem głównie dzięki temu, że odnośniki do niej pojawiają się w bardzo wielu innych dramach, nie znam osoby, które by jej nie oglądała, a poza tym jest znana i lubiona przez mnóstwo znanych osób. Była też wielokrotnie parodiowana i wykorzystywana w wielu reklamach. 
Hongki rlz!

4. City Hunter, 2011
To drama, której "kultowowść" nie jest aż tak bezdyskusyjna jak pozostałych, ale jest to moja lista, więc "sziti hunter" musi się tu znaleźć. Jest to jedna z dram w których wątek miłosny nie gra głównej roli. Większe znaczenie ma historia głównego bohatera, jego cierpienia, męki oraz zawiłości rodzinne.

Kultowa fryzura kultowego Lee Min Ho, stała się najbardziej popularnym uczesaniem w Korei na ponad rok (źródło: moje przekonania, fantazje i obserwacje). 시티헌터 wymawiany jako "sziti hunter" to rola, którą Lee Min Ho tylko potwierdził swoją niesamowitą popularność. Jeden drewniany kiss i słabe zakończenie, ale nadal polecam i trzymam na liście kultowych.

5. Coffee Prince, 2007
Wyglądająca lekko po męsku Go Eun Chan, zostaje wzięta przez Han Gyula za mężczyznę, czego nie prostuje aby dostać pracę w jego kawiarni, która zatrudnia tylko mężczyzn. Oczywiście on zakochuje się w niej jeszcze zanim wyjdzie na jaw, że Eun Chan jest kobietą. Przez chwilę się gniewa, a później dochodzi do niego, że nie ma o co, bo to chyba lepiej, że on okazał się nią. I mamy happy end. 


Para, którą grają Yoon Eun Hye i Goon Yoo (#pisk) jest bardzo słodka, więc dobrze się ogląda ich wspólne sceny, których jest dużo i są romantyczne. Były wykorzystywane w wielu innych dramach i teledyskach, a postaci wielokrotnie wykorzystywane do reklamowania różnych rzeczy.




Chciałabym zaznaczyć, że ta lista jest subiektywna i u każdego mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Powstała na podstawie rozmów z innymi i tego co widzę w nowych dramach. Jest też kilka starszych, również bardzo dobrych dram, które z pewnością zasługują na miano kultowych, ale chyba dotyczy to innego pokolenia (np. Full House z 2004). Dlatego jeszcze raz powtarzam, że ta lista jest subiektywna :) Jakie dramy znalazłyby się na Waszej liście?

1/25/2015 02:03:00 PM

Sesja w koreańskiej fotobudce, czyli wyglądamy jak woskowe laleczki.

Sesja w koreańskiej fotobudce, czyli wyglądamy jak woskowe laleczki.
Pamiętam z dzieciństwa stojące w przejściach podziemnych budki fotograficzne. Za niewygórowaną cenę oferowały prawie natychmiast pasek z kilkoma zdjęciami. Przez jakiś czas były popularnym (tańszym) substytutem fotografa gdy ktoś robił sobie zdjęcia do dowodu albo paszportu. Zabawnie było wybrać się tam z koleżankami i zrobić serię fotek z głupimi minami.

Teraz takich budek nie widuję prawie wcale, przynajmniej w mojej okolicy, za to w Korei znowu przypomniałam sobie jak zabawne to miejsca. Tak naprawdę to dopiero w Korei odkryłam jak BARDZO zabawne to miejsca.

Sticker Photo Booths na początku były ogromnie popularne w Japonii, ale bardzo szybko pojawiły się też w Korei. Istnieje masa lokali z różnymi rodzajami kabin, w niektórych oferują dodatkowo bezpłatne rekwizyty (peruki, okulary, a nawet hanboki).

wnętrze lokalu

Pierwszy zakład mieścił się w Insadong, zrobiłyśmy tam sobie sesję w hanbokach. Kilka dni później kiedy spacerowałyśmy po Myeongdong przyciągnęło nas stoisko z schneeball (kruche ciasto w polewie). Obok było wejście do kolejnego lokalu z fotobudkami, więc zaciągnęłam tam Kasię. Myeongdong Myon to duży zakład z masą budek, już na wejściu fanów hallyu wita ekran wyświetlający k-popowe teledyski, a lokal stał się znany po wizycie Kwanghee i Sunhwy oraz Taemina i Naeun gdy kręcili program „We Got Married”.

wspomniane schneeball, czyli Niemcy w Korei



Weszłyśmy i znowu przez dobre pół godziny cykałyśmy sobie zdjęcia w różnych dziwacznych pozach. Nie całkiem odpowiadamy grupie docelowej (lata nastoletnie już dawno za nami), ale fajnie jest się tam wybrać i trochę powygłupiać. Po zrobieniu zdjęć czas na ich ozdabianie. Do fotografii można dodać napisy i obrazki...

Zmienić karnację, kolor włosów, dodać makijaż, wyszczuplić nogi, przedłużyć rzęsy, zmniejszyć nos, powiększyć oczy. Do tego dochodzi jeszcze fantazyjne tło, zabawne dodatki, królicze uszy, kokardki, gwiazdki. W automacie można zmienić wszystko co Ci nie pasuje, stworzyć idealnego siebie. Trochę straszne. Po pierwszej sesji zdjęciowej długo patrzyłyśmy na fotografie i zastanawiałyśmy się czy to naprawdę my. Efekt był oszałamiający, wręcz „zbyt idealny”, wyglądałyśmy jak woskowe laleczki, dlatego kolejna próba odbyła się w budce, która tak bardzo nie poprawiała, zdjęcia wyszły dużo bardziej naturalne.

efekty ;)

Kilka praktycznych informacji:
  1. Budki są samoobsługowe i tylko na monety, ale w lokalu zawsze jest pracownik, który ma pod ręką bilon, albo pomoże gdy postanowimy popsuć budkę lub nie będziemy wiedzieć gdzie wypadają gotowe zdjęcia (to My! :D).
  2. Koszt to średnio 8000 wonów (czyli im nas więcej tym taniej od głowy).
  3. Im starsza maszyna tym mniej dodatków do wyboru i tym mniej można sobie "poprawić".
  4. Instrukcje są po koreańsku, ale zabawa jest tak intuicyjna, że łatwo się połapać.
  5. Liczy się czas, po zrobieniu zdjęcia automat odlicza sekundy na edycję zdjęć.
Chcielibyście zrobić sobie sesję w takiej fotobudce? Co sądzicie o "poprawianiu" siebie, czy to już nie lekka przesada?

1/19/2015 08:22:00 PM

Pałac Deoksugung, czyli najmniejszy pałac w Seulu.

Pałac Deoksugung, czyli najmniejszy pałac w Seulu.
Najmniejszy z pięciu pałaców Seulu, pierwszy, który odwiedziłam i może dlatego mój ulubiony. Znajduje się tuż obok City Hall, na rogu ruchliwego skrzyżowania w centrum miasta. Przed jego główną bramą trzy razy dziennie odbywa się oficjalna zmiana warty.


Pierwotnie był siedzibą księcia Wolsana, starszego brata króla Sejonga (to pod jego kierownictwem opracowano hangul)Kiedy po inwazji Japonii (1592-1593) większość pałaców w stolicy została zniszczona, król przeniósł się tutaj.

Był to również dom ostatniego króla Korei- Gojonga, który pozostał w pałacu aż do śmierci w 1919 roku.




Po przekroczeniu bramy trafiłam pod Junghwajeon, główny budynek pałacu. To tutaj odbywały się koronacje królów, mianowania nowych urzędników i spotkania z zagranicznymi wysłannikami. Wejścia do niego strzegą dwa kamienne smoki wyryte na płycie zdobiącej schody. Kolejne smoki widnieją na suficie nad królewskim tronem. To unikatowa cecha tego pomieszczenia, w żadnym innym pałacu w Korei nie ma takich dekoracji. To właśnie w tym miejscu w 1897 roku, król Gojong (stając się cesarzem) ogłosił utworzenie Cesarstwa Koreańskiego.




Niedaleko znajduje się kolejna brama, która teraz służy jako schronienie dla buddyjskiego dzwonu ze świątyni Heungsheonsa i zegara wodnego Jagyeongnu (swoją drogą dość ciekawego urządzenia).

zegar wodny

Spacerując trafiłam do Jeonggwanheon. Wybudowany w 1900 roku, był pierwszym budynkiem w stylu zachodnim. Jego nazwę można przetłumaczyć jako "miejsce, z którego w ciszy można podziwiać ogród". Zaprojektował go rosyjski architekt Sabatin łącząc zachodnią i koreańską architekturę. Kamienne filary, są otoczone przez drewnianą werandę zdobioną kolorowymi nietoperzami, jeleniami i sosnami. Na tyłach budynku wybudowano tajne przejście do pobliskiej Ambasady Rosyjskiej, najprawdopodobniej dlatego, że gdy w 1895 roku na zlecenie Japończyków zamordowano Cesarzową Myeongseong (znaną też jako Królowa Min), król Gojong uciekł z pałacu właśnie do Ambasady Rosyjskiej.

Cesarz lubił tu wypoczywać, słuchać muzyki i pijać kawę (podobno swój ulubiony napój) z zaproszonymi gośćmi. Pawilon jest powszechnie uważany za pierwszą kawiarnię w Korei. Zamiłowanie władcy do kawy było też powodem próby dokonania tu zamachu stanu. Cesarzowi i jego synowi Sunjongowi zaserwowano kawę z dużą dawką opium. Gojong nie wypił napoju, za to jego syn owszem. Przeżył, jednak nigdy nie powrócił do pełni zdrowia.


Zaczytana w ulotce, zastanawiając się nad intrygami ery Joseon trafiłam na drugi koniec kompleksu gdzie znalazłam kolejny "zachodni element". Seokjojeon Hall, czyli "kamienny dom" w stylu neoklasycystycznym. Zbudowany na początku XX wieku miał być symbolem nowoczesnej Korei. Zaprojektowany przez brytyjskiego architekta GR Hardinga był bardzo krótko używany jako miejsce spotkań politycznych, Japończycy przekształcili go na galerię sztuki. Po odzyskaniu niepodległości przez Koreę w 1945 roku, budynek był wykorzystywany do rozmów między Ameryką, a Związkiem Radzieckim. Po wojnie koreańskiej stał się siedzibą Narodowego Muzeum Sztuki i jest nią do dziś. Wschodnie skrzydło służy jako wystawa zachowanych Skarbów Pałacowych, zachodnie to placówka Narodowego Centrum Sztuki Współczesnej. Przed budynkiem znajduje się niewielki ogród z fontanną w centralnym punkcie, stanowiąc swoiste zaprzeczenie koreańskiego systemu planowania ogrodów, które były umieszczane za budynkami. To pierwsza fontanna wybudowana w Korei.


pierwsza fontanna w Korei nie była jedynym "nowoczesnym" elementem kompleksu, już w 1900 roku w pałacu zainstalowano elektryczność

Na terenie pałacu znajduje się jeszcze kilka innych budynków, służących kiedyś jako biura, prywatne apartamenty, czy przedszkole dla cesarskich dzieci. Ostatnim, który odwiedziłam był Hamnyeongjeon, w którym zmarł cesarz Gojong.

Opuszczając pałac skręciłam w niewielką uliczkę biegnącą wzdłuż muru kompleksu. Stara miejska legenda mówi, że jeżeli para będzie wspólnie szła tą drogą to wkrótce się rozstanie. Najprawdopodobniej przesąd powstał gdy na końcu ulicy mieścił się Seulski Sąd Rodzinny. Pary, które chciały się rozwieść musiały przejść właśnie tędy.

Idąc tą nieszczęsną ulicą cały czas zastanawiałam się nad cesarzem Gojongiem. Chociaż jego wysiłki by utrzymać niezależności Korei poprzez sojusze z państwami zachodnimi nie przyniosły efektów, zachował się pałac, fizyczny obraz tych starań. Unikalna mieszanka stylów architektonicznych na terenie Deoksugung obrazuje burzliwe lata końca koreańskiego imperium. To jedyne miejsce w Seulu w tak widoczny sposób łączące architekturę wschodu i zachodu.


Informacje praktyczne:
  • Dojazd: City Hall Station (linia 1 i 2), wyjście 2.
  • Cena: Dorośli (wiek 19-64): 1,000 won (około 3 zł); Dzieci (wiek 7-18): 500 won (około 1,5 zł).
    * Istnieje możliwość kupienia karnetu za 10 000 won (ok 31 zł). W ramach tego biletu można odwiedzić cztery pałace (Changdeokgung, Changgyeonggung, Deoksugung, Gyeongbokgung) oraz Jongmyo Shrine. Karnet ważny jest miesiąc, nie podlega zwrotowi, można go kupić w kasie dowolnego pałacu.
  • Godziny otwarcia: 09:00-21:00; w poniedziałki nieczynne.
  • Zmiana wart: trzy razy dziennie o 11:00, 14:00 i 15:30.

1/14/2015 02:54:00 PM

SK T.um, czyli nowoczesne technologie w każdym domu i zagrodzie.

SK T.um, czyli nowoczesne technologie w każdym domu i zagrodzie.

SK Telecom to jedna z największych koreańskich sieci komórkowych (ma ponad 26,6 milionów abonentów). Firma uruchomiła muzeum, w którym prezentuje swoje najnowsze osiągnięcia oraz futurystyczne wizje przyszłości. Żeby je obejrzeć trzeba się odpowiednio wcześniej zarejestrować na stronie internetowej. Co najmniej na jeden dzień przed, ale atrakcja jest oblegana więc często dogodne terminy są zajęte na miesiąc do przodu.

Nazwa muzeum jest oczywiście jednym z typowych koreańskich skrótowców, czyli nie mam pojęcia kto i po co tak utrudnia ludziom życie i wymyśla skróty nie do odszyfrowania. T rozwijamy jako Telecom, U to Ubiquitous, natomiast M to Museum. Razem tworzą "Telecom Ubiquitous Museum". Inna wersja to nadal T od Telecom, UM od Museum, a całość tworzy T.um czyli z koreańskiego "rosnące".



Muzeum ma 1690 metrów kwadratowych i jest podzielone na dwie części: "Play Dream" i "Play Real". Pierwsza to gdybania o tym jak technologia będzie wykorzystywana w przyszłości, w drugiej prezentowane są najnowsze technologie stosowane obecnie.

Po wejściu do budynku jak zwykle nie minęła minuta i przechwyciła nas usłużna obsługa, obdarowała słuchawkami z odpowiednią wersją językową i kazała czekać. Zebrało się około 15 osób z czego ponad połowę stanowiła grupa z Indonezji. Zwiedzanie rozpoczęliśmy przy prostokątnym "stawie" w holu, gdzie wręczono nam telefony komórkowe roboczo nazwane "T-key". Przez resztę wycieczki miały być naszymi spersonalizowanymi kluczami do atrakcji muzeum.




"staw", w którym machnięciem telefonu umieściliśmy cosie


Po przemowie wprowadzającej umieściliśmy w "stawie" kolorowe mini-cosie, noszące uroczą i tajemniczą nazwę Timmi. To mały spersonalizowany brzdyczek fruwający po mijanych przez Ciebie ekranach, które są zamontowane nawet na schodach ruchomych żeby cosie cały czas były z nami.

Razem z nieodłącznymi latającymi szpiegami dotarliśmy na drugie piętro. Tam obowiązkowa fotka przy logo muzeum i możemy zacząć zwiedzanie świata przyszłości... chociaż bardziej precyzyjne będzie określenie domu przyszłości.

W U.home ściany tworzą gigantyczne ekrany, na których wyświetlane są nasze ulubione widoczki (Podoba mi się ta opcja, wychodzi dużo taniej i szybciej niż wymiana tapety, wystarczy machnąć ręką i gotowe.). Na ścianach możemy też oglądać filmy, odbierać połączenia telefoniczne, grać, pisać. Wytypowani zwiedzający pobawili się też w astronomów, tworząc na ekranach nowe gwiazdozbiory.


W kolejnej sali czeka T.driving czyli futurystyczny samochód. Kasia dostąpiła zaszczytu jego prowadzenia, a w gruncie rzeczy siedzenia, bo samochód wszystko robi sam. Żałuję, że nie serwuje kawy i herbaty, ale może projektanci jej nie pijają. Poza tym stanowczym uchybieniem w samochodzie jest dostępna komunikacja wideo, bankowość internetowa, zakupy, rezerwacja stolika w restauracji, oczywiście auto nie korzysta z benzyny i jest ładowane na odpowiednich "stacjach energetycznych". Przewodniczka wspomniała, że SK Telecom współpracuje z Hyundai i Kia, żeby stopniowo wprowadzać te rozwiązania w swoich autach. Niespecjalnie mnie to poruszyło, jako zatwardziałego użytkownika komunikacji miejskiej, ale fanom gadżeciarskich aut pewnie spodobałyby się, niektóre z prezentowanych rozwiązań.


Dalej zagnano naszą wycieczkę na zakupy. Zamiast przymierzać ubrania w sklepie dużo łatwiej będzie to robić przy pomocy avatarów. Jeden z Indonezyjczyków zgłosił się do zeskanowania całego ciała (na szczęście pozwolili mu zostać w ubraniu), a reszta mogła pobawić się w stylistów ubierając jego elektroniczną wersję. Avatar został wystrojony i przefarbowany, dodano mu też kilka centymetrów i zdecydowanie wyszczuplono.




Reszta trasy nie jest już tak imponująca. Wizyta przy kolejnym "stawie" gdzie pozbywamy się latających szpiegów, krotki film na temat SK Telecom i oglądanie sprzętów, które są aktualnie dostępne w sklepach (przenośne rzutniki, nowe modele telefonów, telewizory, szkoda, że nie było tam żadnego z moich ulubionych robotów). Na koniec wyświetlono nam zdjęcia zrobione na początku zwiedzania i wręczono firmowe gadżety. Ustawieni w rzędzie pod ścianą musieliśmy się też spowiadać z tego, która część muzeum podobała nam się najbardziej.


Na pożegnanie z technologią w holu czeka jeszcze pierwszy na świecie T.Starbucks w pełni zintegrowany z telefonami. Goście mogą złożyć zamówienie i zapłacić za to wszystko przez tablet lub komórkę (oczywiście tymi znajdującymi się w sieci SK Telecom).

Wizje przyszłości były interesujące, ale to nadal tylko wizje przyszłości. Przy wyjściu zderzyłyśmy się z rzeczywistością mijając pod budynkiem pozostałości po demonstracji.



Informacje praktyczne:
  • Rezerwacja: żeby zwiedzić muzeum trzeba dokonać rezerwacji na stronie tum.sktelecom.com
  • Dojazd: Euljiro 1-ga Station (Linia 2) wyjście 4, po wyjściu z metra cały czas prosto, T.um będzie po lewej.
  • Wstęp: bezpłatny

1/10/2015 01:00:00 PM

Bongeunsa Temple (봉은사), czyli chwila spokoju po szale zakupów.

Bongeunsa Temple (봉은사), czyli chwila spokoju po szale zakupów.
Do Gangnam przygnały mnie zakupy. Najpierw wizyta w mojej ulubionej księgarni, a potem COEX. Znajomi Koreańczycy zachwalali mi je jako centrum handlowe, które nie dość, że jest największym podziemnym centrum handlowym w Azji, to na pewno jest tam wszystko co tylko przyjdzie mi do głowy. Znajomi nie docenili mojej pomysłowości i potrzeb, ale rzeczywiście jest tam dużo sklepów i restauracji, gigantyczne kino i akwarium. Naprzeciwko COEX znajduje się za to idealne miejsce na chwilę wytchnienia po zakupowym szale- Bongeunsa Temple.


Dokładnie po drugiej stronie ulicy stoi niewielka świątynia buddyjska. To była pierwsza odwiedzona przeze mnie, więc jeszcze nie miałam "syndromu świątyni" (po obejrzeniu kilku człowiek dochodzi do wniosku, że wszystkie są identyczne, oczywiście to nieprawda, ale syndrom działa).

Miejsce jest niezwykle popularne wśród turystów odwiedzających Seul, w weekendy każdy metr kwadratowy kompleksu jest zajęty przez fotografujące wszystko wycieczki. Poranki w tygodniu są na szczęście odrobinę spokojniejsze. Czemu miejsce jest tak popularne? Po pierwsze znajduje się w Gangnam (tak tak, masa sklepów, drogich restauracji, no i przecież PSY śpiewa "Gangnam Style", więc musimy jechać tam na wycieczkę), poza tym podejrzewam, że w dużej mierze chodzi o kontrasty. Niewielka świątynia otoczona masą wysokich, szklanych wieżowców robi wrażenie. 30 lat temu nie było tu prawie nic: pola, kilka domów. Teraz okolica powala nowoczesnością. Bongeunsa to kolejny przykład na to jak szybko rozwija się Seul, zaledwie w ciągu jednego pokolenia miasto zmieniło się nie do poznania („stary” Seul powoli ginie, istnieje coraz mniej księżycowych wiosek).

widok z dachu świątyni- dookoła same wieżowce
Przy wejściu powitały mnie cztery rzeźby Niebiańskich Królów, to bóstwa strzegące buddyzmu, widzące i karzące za wszelkie zło. Mimo, że są uzbrojeni, wojownicy nie wydają się przerażający, czego nie można powiedzieć o tych namalowanych na głównej bramie. Poza tym architektura i wystrój Bongeunsa są podobne do innych koreańskich świątyń buddyjskich. Czerwone ściany i zielone sufity zdobią kolorowe wzory, kwiaty i mityczne bestie.



Początki świątyni sięgają VIII wieku. Budowniczy nazwali ją Gyeonseongsa, jednak w 1498 roku przemianowano ją na Bongeunsa. Założycielem klasztoru był Narodowy Nauczyciel Yŏnhoe. W drugiej połowie XVI wieku świątynia byłą główną siedzibą koreańskiego buddyzmu Zen  (później tę funkcję przejęła świątynia Jogyesa, którą odwiedziłam kilka tygodni później). W 1939 roku pożar zniszczył część budynków, dalszych zniszczeń dokonano w czasie wojny koreańskiej. Ocalała tylko niewielka część klasztoru, ale główna atrakcja kompleksu przetrwała- najwyższy posąg Buddy w Korei, wielka statua Buddy Maitreya, która ma ponad 23 metry wysokości.






Traf chciał, że akurat podczas mojej wizyty w świątyni odbywał się kiermasz na rzecz pomocy dzieciom w Afryce. Obejrzałam stragany i wzięłam udział w licytacji. Niestety zasobność mojego portfela pozostawia wiele do życzenia, więc upatrzony przeze mnie obrazek trafił w inne ręce (Ahjumma walczyła o niego zawzięcie).


Bongeunsa jest również miejscem dość interesującej ceremonii Jeongdaebulsa, która odbywa się 9 dnia każdego miesiąca księżycowego. Dziewięciu mnichów nosi wtedy na czubku głowy święte pisma recytując buddyjskie mantry.

Informacje praktyczne:
  • Dojazd: Samseong Station (linia 2) wyjście 6; Cheongdam Station (linia 7) wyjście 2.
  • Wstęp: bezpłatny
  • Bongeunsa oferuje również program Temlestay

1/07/2015 02:28:00 PM

Rowerem po Udo (우도)

Rowerem po Udo (우도)
Zima w pełni, więc zapraszamy Was na wspomnienie lata :)
 

W języku koreańskim geograficzne nazwy własne zakończone są morfemami mówiącymi o tym, czego dana nazwa dotyczy. "Do" (도) oznacza wyspę, stąd Udo (우도) to po prostu wyspa U. Dla przykładu: Halla-san (한라산) , najwyższy szczyt Korei, końcówka "san" oznacza górę, albo Gyongju (경주시), końcówka "si" oznacza miasto.

Na Udo można dostać się jedynie z Jeju, obie wyspy dzieli 3,5 km oraz częste połączenia promowe. Są dwa porty, informacje jedynie w języku koreańskim i obsługa nie mówiąca po angielsku, więc w mapki i rozkład najlepiej wyposażyć się jeszcze w jednym z miast na Jeju. Ze względu na to, że wyspa jest mała (5.9 km2 i 1750 mieszkańców), a sklepy znajdują się tylko przy portach, sugerowałabym przywieść ze sobą coś do jedzenia i picia. Oczywiście jadąc wzdłuż wyspy będziecie mijali różne małe restauracje, ale posiadanie własnego prowiantu daje więcej swobody. 

Prom płynie szybko i już po chwili możemy z niego podziwiać piękny wulkaniczny krajobraz Udo.


Poniżej widać miejsce do odpoczynku, które znajdowało się na promie. Przez większą część podróży siedziała tam ponad połowa pasażerów, głównie starsze osoby (młodzi robili sobie zdjęcia na zewnątrz).


Po dopłynięciu na wyspę znajdujemy się w jednym z dwóch portów. Oba wyglądają podobnie, wiele wypożyczalni rowerów, skuterów i quadów oraz malutkie lodziarnie i bardzo drogie sklepiki. Co jakiś czas widać też mapki całej wyspy z zaznaczoną lokalizacją.
Widzicie na zdjęciu, że dróg jest sporo, ale ta najbardziej popularna i zahaczająca o ładne miejsca wiedzie w około wyspy.


Rowery były różne, górskie też, ale różowy z koszykiem najbardziej kusił. Za wypożyczenie roweru na 6 godzin zapłaciłyśmy około 30 zł. Dostałyśmy też mapkę wyspy z zaznaczoną najbardziej popularną trasą i ruszyłyśmy w drogę.


Odwiedziłyśmy Udo w ostatnich dniach maja, ale pogoda była typowo letnia. Około 30 st, zero chmur i żar lejący się z nieba. Mimo posmarowania się kremem z filtrem 50, miałam później poparzenia słoneczne.

Jeju, i tym samym Udo, to jedna z ulubionych destynacji Koreańczyków jeśli chodzi o romantyczne wypady i miesiące miodowe. Co chwile spotykałyśmy urocze pary przemierzające wyspę na quadach, rowerach, czy w bardzo romantycznych mini samochodzikach (na zdjęciu po niżej wiać to z lewej strony).


Jest to wyspa wulkaniczna, więc widoki zapierały dech w piersiach.








Nie ma miejsca w Korei w którym nie byłoby "Ahjumm" ubranych w turystyczne wdzianka.  Udo to wyspa, więc w wielu miejscach odbywał się połów ryb i można było kupić sobie rybę, która dosłownie jeszcze 5 min temu pływała w morzu.


Nasza trasa na każdym etapie miała do zaoferowania coś pięknego. Droga była prosta, gładka i wygodna do jazdy. W pewnym momencie skręciłyśmy w głąb wyspy gdzie pojawiły się ocienione uliczki i urocze małe domki. Mimo sezonu nie było bardzo wielu ludzi.



Gdy objechałyśmy już całą wyspę i wróciłyśmy na Jeju udałyśmy się do Dunkin Donuts (bardzo żałuję, że nie ma ich już w Polsce) na smoothie z zielonej herbaty. Mniam.


Kasia
Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger