6/24/2016 07:07:00 PM

5 powodów dla których powinniście natychmiast zacząć oglądać Lucky Romance (운빨로맨스)

5 powodów dla których powinniście natychmiast zacząć oglądać Lucky Romance (운빨로맨스)
Lucky Romance!! Widziałam już takie posty po koreańsku i angielsku, ale wybaczcie, nie mogłam przepuścić okazji do zrobienia własnego i rozpływania się nad cudownością tej dramy. Pierwszy raz  mi się zdarzyło, że oglądam wszystkie odcinki po dwa razy. "pff, tylko dwa razy" pomyślicie, ale nie chodzi mi o takie dwa razy jakie mam z innymi dramami, nie dwa razy bo nie mogę się doczekać kolejnego odcinka, nie dwa razy po jakimś czasie, tylko dwa razy pod rząd, od razu. Dwa razy! sama jestem pod wrażeniem :d ostatni odcinek obejrzałam już nawet trzy razy, a do kolejnego jeszcze 6 dni, więc może jeszcze się skuszę (I regret nothing!)


Ja w trakcie oglądania Lucky Romance


1. Uczuciowi Panowie 

W tej dramie panowie nad sobą nie panują :D są w rozsypce, nie ogarniają emocji, wszystkim się przejmują, analizują, pół godziny zastanawiają się nad treścią smsa i ogólnie bardzo się starają. Jest to po prostu urocze. 10 odcinek to powiedziałabym przełom, ale co będzie dalej? nie wiadomo! 

bo sobie przypomniał, że ona go CHYBA nie nienawidzi.


2. Rozważna (sic!) kobieta 

Bo Nui, grana przez Hwang Jung Eum, trochę świruje na punkcie przesądów, amuletów, pecha i robi wszystko co powie jej pewien wróżbita (?). To oczywiście doprowadza do różnych śmiesznych sytuacji, biedaczka wszystko posypuje solą i myśli, że sprowadza na ludzi pecha. Dlaczego więc rozważna? Bo wie co jest dla niej najważniejsze i bardzo się tego trzyma, ma swoje priorytety i robi wszystko aby nie spadły na dalszy plan.


Hwang Jung Eum chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, królowa koreańskiego dramalandu wraca (to jej pierwsza rola po wyjściu za mąż) w wielkim stylu.

3. Aktorzy grają osoby w swoim wieku. 

Ostatnio chyba nawet marudziłam o zbyt dużych różnicach wieku, albo o obsadzaniu starszych aktorów/aktorek w rolach dużo młodszych postaci.
Tu mamy Ryu Joon Yeola, urodzony tylko 2 miesięce wcześniej niż jego bohater,  Hwang Jung Eum, w wieku swojej bohaterki i.... Lee Soo Hyuk, też w wieku swojego bohatera! 



Edit: w 12 odcinku okazało się, że Bo Nui jest jednak młodsza od Su Ho, co sprawia, że aktorka nie gra swojej rówieśniczki



Czy na prawdę muszę coś mówić? Chyba brakuje mi słów. Od Reply 1988 za bardzo nie mogę się ogarnąć jeśli chodzi o tego aktora. Rocznik 1986 (Oppa!!), to co on wyrabia w tej dramie i jak idealnie pasuje do roli jest ciężkie do opisania. Potrafi śmieszyć, wzruszać, zmuszać do refleksji i sprawiać, że chce mi się płakać. I to wszystko w koreańskiej dramie o kobiecie, która rozsypuje sól w samochodach (aby nie było wypadku) i zakopuje różne rzeczy w lesie (aby operacja siostry się udała). 

right in the feels

*brb, dying"


5. Techniczna oprawa, współczesny świat, ładna sceneria, luzacka atmosfera

Je Su Ho jest geniuszem i szefem firmy produkującej gry komputerowe. Podoba mi się, że mowa o współczesnych rzeczach, sporo uwagi poświęca się pracy, produkcji i innowacjom. Sama drama też jest zrobiona w ciekawy sposób, np gdy Su Ho coś sobie wyobraża, to świat w około niego się zmienia itp. 







Mogłabym jeszcze dodać "OST", Lee Soo Hyuk (dla fanów: występuje też bez koszulki :D) oraz kilka innych rzeczy, ale mam nadzieję, że sami się zdecydujecie dać szansę tej dramie:) Aby nie było, że tylko superlatywy to powiem, że jedyne do czego mogłabym się przyczepić to Gary Choi, czyli koreański (ale grający dla Kanady) mistrz tenisa, który po wygraniu Australian Open robi sobie 3 miesiące przerwy i mało trenując siedzi w Korei. Wróżby, miłości, niesamowite przypadki ? okej. Koreańczyk wygrywający Australian Open i do tego robiący później 3 miesiące przerwy? 말도 안 돼!

Su Ho, 화이팅!!! (류준열 오빠 화이팅!!! :D)
 
Edit: Odcinek 12: 대박!!!!

6/20/2016 04:08:00 PM

Maseczki, kremy, lampiony i kapusta, czyli relacja z K-Beauty Poland i Korea Festival 2016.

Maseczki, kremy, lampiony i kapusta, czyli relacja z K-Beauty Poland i Korea Festival 2016.
K-beauty in Poland. Co się za tym kryje? K-beauty, czyli koreańskie piękno i uroda. 10 czerwca w Warszawie odbyła się konferencja na ten temat i dziś Wam trochę o niej opowiem. Wydarzenie organizowała Koreańska Agencja Promocji Handlu i Inwestycji (KOTRA), a jej celem było zapoznanie się z rynkiem kosmetycznym w Polsce i Korei Południowej. Tyle suchych faktów, a jak to wyglądało z mojego punktu widzenia?

Po rejestracji i spróbowaniu kilku ciasteczek (ach te konferencyjne bufety) grzecznie zajęłam miejsce na widowni i przez kilka następnych godzin słuchałam wystąpień zarówno o przemyśle kosmetycznym w Korei jak i w Polsce. Nie będę się teraz zagłębiać we wszelkie  dane statystyczne i postawy prawne (mimo, że jestem ich fanką), ale przejdę do tych prelekcji, które przyciągnęły na salę najwięcej słuchaczy. Pierwszą z nich był panel bloggerów, rozprawiających nad swoimi ulubionymi koreańskimi kosmetykami (miesiąc wcześniej dostali kilka kartonów do przetestowania). Z zainteresowaniem słuchałam czemu wybrali takie, a nie inne produkty oraz co ma do zaoferowania rynek kosmetyków dla mężczyzn.

Nie mogłam się powstrzymać, zdjęcie tabelek też jest ;)

Czarszka, Ola Niepsuj, Twoje Źródło Urody i subiektywnablog.pl 

Następnie miał miejsce  pokaz makijażu wykonany przez przedstawicieli marki Missha. W tym momencie sala trochę się wyludniła (makijaż trwał za długo, a przy zbyt jasnym oświetleniu obraz na ekranie też był zbyt niewyraźny żeby można było śledzić z uwagą kolejne etapy malowania modelki). Publiczność ożywiła się na informację, że firma przygotowała dla wszystkich małe upominki (która kobieta nie chciałaby darmowego zestawu kosmetyków?), ale największe tłumy przyciągnął ostatni z zaproszonych gości.

Tak naprawdę wszyscy czekali chyba głównie na wystąpienie Charlotte Cho, autorki książki „Sekrety urody Koreanek” (nasza recenzja TUTAJ). Jednak zanim na scenę wyszła Charlotte pojawił się tam jej mąż, Dave, który opowiedział nam o ich firmie, trendzie na koreańskie kosmetyki w Stanach, a także o Charlotte i tym jak wiele dla rozprzestrzeniania się tego trendu robi. Sama autorka weszła na scenę z obszerną torbą pełną jej ulubionych produktów i opowiedziała nam o 10 krokach pielęgnacji cery oraz o kosmetykach, których sama używa.

Charlotte, Dave i tłumy do Charlotte po autograf.

Tak zakończyła się część oficjalna spotkania i pozostało mi tylko zwiedzić stoiska wystawców. Pooglądałam nowinki kosmetyczne, maski, kremy, toniki... Prowadzimy blog o Korei Południowej, ale żadna z nas nie jest ekspertką od koreańskiej branży kosmetycznej, więc o kilku firmach usłyszałam po raz pierwszy. Ze świeżo zdobytą wiedzą i inspiracją na najbliższe zakupy pożegnałam K-Beauty in Poland i już zaczęłam myśleć o następnym dniu. W sobotę na warszawskiej Agrykoli już po raz piąty odbywał się Korea Festival (relacja z zeszłorocznej edycji).


W tym roku przybyłam na miejsce dopiero koło godziny 14. Interesowały mnie przede wszystkim występy na głównej scenie, ale i tak przeszłam się po stoiskach. Tak jak się spodziewałam poza lekką zmianą konfiguracji nie zauważyłam większych zmian. Jak kilkukrotnie wcześniej o tym wspominałam, co roku pojawiają się dokładnie takie same atrakcje i szkoda, że nie ma na festiwalu "namiotu rotacyjnego", w którym co roku pojawiałby się jakaś nowość. Jest to jedyny minus i tak na prawdę wynika z tego, że po prostu już tych wszystkich rzeczy próbowałam. Dla tych, którzy po raz pierwszy stykają się z kulturą Korei atrakcje są na pewno ciekawe i niosą wiele radości. Z przyjemnością patrzyłam na tłumy zwiedzających robiących wachlarze, przymierzających hanboki, czy próbujących sił w tradycyjnych grach

Ja nie miałam drabiny do robienia zdjęć, a szkoda ;)


Jedzenie jak zwykle było pyszne i jak zwykle dwa razy musiałam obejść stoiska żeby się na coś zdecydować.

Pyszne Chapchae.

Chwilę przed 15 zajęłam miejsce pod sceną w oczekiwaniu na główne występy. W tym roku był to Sunban Suljanggu - solista grający na Janggu (bęben w kształcie klepsydry), polski zespół Percu Chopin Group oraz niekwestionowana gwiazda wieczoru - NANTA.


NANTA, czyli niewerbalne widowisko muzyczne łączące tradycyjną muzykę koreańską, taniec i gotowanie. Musical zjeździł już cały świat (był też wystawiany na Brodway'u) i w końcu zawitał do Polski. Tu muszę się przyznać, że to moje pierwsze z nimi spotkanie, mimo że teatr, w którym wystawiają przedstawienia mieścił się przysłowiowy rzut kamieniem od mojego mieszkania w Seulu i wielokrotnie go mijając obiecywałam, że kiedyś tam zajrzę. Traf chciał, że pierwszy raz zobaczyłam ich w Warszawie.


Publiczność bawiła się świetnie i wchodziła w interakcje z aktorami, którzy poza bębnieniem czy wystawianiem kolejnych "scenek z życia kuchni", bardzo intensywnie szatkowali kapustę (kto był ten wie o czym mówię ;)). Gdy zwycięzcy w loterii odbierali nagrody, musieli na scenie lawirować między wszechobecną na scenie kapustą :D



A propos loterii, utwierdziłam się w przekonaniu, że szczęście w grach hazardowych jest u mnie bliskie zeru i niestety znowu nic nie wygrałam. Zdruzgotana porażką wkrótce potem opuściłam festiwal. Wrócę tu za rok, obejrzeć kolejne występy, które jak co roku wypadły świetnie. A Wy? Byliście? Jak wrażenia? Co Wam się podobało, a może coś byście zmienili? Czekamy na komentarze :)

6/15/2016 10:12:00 AM

Japonia

Japonia
Z Japonii wróciłam już ponad 2 miesiące temu. Nikomu jeszcze nie pokazywałam zdjęć, nie napisałam żadnego posta, a na pytania "jak było", odpowiadam, że "fajnie". Trochę się to różni od wrażeń z pobytów w Korei po których zawsze mam dużo do powiedzenia, a do oglądania zdjęć wręcz ludzi przymuszam. Nie jestem niestety w stanie stwierdzić w czym tkwi różnica. Japonia była na mojej liście miejsc do zobaczenia już od dosyć dawna, chciałam przekonać się na własne oczy jak wygląda sakura, zobaczyć jak bardzo Tokio różni się od Seulu, czy to prawda, że wszędzie są kolorowo ubrani ludzie i gadżety z postaciami z mangi oraz anime.

W tym poście napiszę o wyjeździe bardzo ogólnie, będzie to szersza odpowiedź na pytanie "Jak było w Japonii?" ;) Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów, w komentarzach napiszcie co Was interesuje.

Tokio przywitało nas wiatrem, który sprawił, że końcówka sakury była jeszcze bardziej fotogeniczna, oraz słońcem, które pozytywnie wpłynęło na nasz nastrój. Pierwsze wrażenie o Japonii oczywiście bardzo pozytywne, sakura wprowadziła mnie w euforię, mam chyba 30 zdjęć spadających na ziemie płatków.


Nie jestem w stanie opisać całego wyjazdu, poza tym na pewno byście się zanudzili czytając relację dzień po dniu, ale w związku z tym, że to był mój pierwszy raz w Japonii, postanowiłyśmy (z koleżanką) skupić się na Tokio i regionie Kensai na który kupiłyśmy sobie rail pass. Jak już wiedziałam, że jedziemy do Japonii to niestety nie powstrzymałam się i namówiłam ją na 4 dni w Korei (ja nie żałuję :d ona chyba też nie, ale pewności nie ma ;D)

To co nas łączy to zamiłowanie do jedzenia, czasami sobie nawet żartujemy, że jakoś wszystkie nasze wspólne wyjazdy zamieniają się w kulinarne :) Tym razem nie było inaczej, co prawda Joanna bardzo się starała i kupowałyśmy sobie jakieś zdrowsze rzeczy na śniadanie, ale ogólnie jedzeniowo było na tyle dobrze, że nadal jeszcze nie tęsknię do makaronu i tempury.


W Tokio byłyśmy łącznie chyba 3 dni (po i przed wylotem), więc skupiłyśmy się najpierw na  najważniejszych miejscach, takich jak Muzeum Narodowe (nadal były eventy związane z sakurą <3), Shibuya (za dużo ludzi!), Ginza, Akihabara, zamek Edo itp. Poza tym bardzo dużo chodziłyśmy (po około 20-23 km dziennie) oglądając uliczki spoza typowych tras. To co mnie zdziwiło to, że poza utartymi szlakami nie ma tam bardzo wielu ludzi, wystarczyło odejść z 500 m od głównej ulicy aby być samemu. Nie chodzi mi nawet o to, że w małych uliczkach nikogo nie było, ale pusto robiło się od razu za głównymi ulicami, wystarczyło kilka kroków.




Lot Tokio Narita - Osaka był lotem przełomowym :) Na lotnisku trafiłyśmy do sklepu Travaler's Factory gdzie zaopatrzyłyśmy się w notesy, naklejki i inne gadżety do dokumentowania podróży. Od tego momentu ważne stały się pieczątki, zbieranie biletów i zapisywanie relacji z każdego dnia.




Chciałabym zrobić kiedyś wpis o kalendarzach, notesach i dokumentowaniu podróży, więc nie będę się rozpisywała na ten temat.

Kolejnym etapem podróży było Kansai. Spałyśmy w Osace, Kobe i Kyoto, a podróżowałyśmy jeszcze między innymi do Himeji i Nary.












Bardzo podobają mi się przejścia kolejowe w środku zatłoczonego miasta, robiłam im dużo zdjęć.



Byłyśmy też na karaoke, sushi, w bardzo wielu znanych miejscach turystycznych: muzeach, pałacach, ogrodach, ulicach, restauracjach, nie sposób wszystkiego opisać i pokazać.

Zdjęcia nie przedstawiają nawet 10% tego co widziałyśmy, więc jeśli jesteście ciekawi szczegółów lub macie pytania, proszę o informację via mail/komentarz/fejs :)

6/09/2016 07:51:00 AM

Buty, kurczaki i lęk przed wentylatorem - koreańskie przesądy część 2.

Buty, kurczaki i lęk przed wentylatorem - koreańskie przesądy część 2.
Czas na zapowiadaną, drugą część koreańskich przesądów (część 1). Dziś porozmawiamy o związkach i śmierci. Ta druga jest w koreańskich zabobonach tematem dominującym i często dotyczy osób trzecich. 

1. Śmierć od wentylatora: jest to wręcz przesąd legenda, powtarzany i przez Koreańczyków i przez obcokrajowców. Elektryczny wentylator działający w zamkniętym pomieszczeniu może spowodować uduszenie albo hipotermię. Zjawisko jest znane pod nazwą "Fan death". W upalne i wilgotne, koreańskie lato naturalnym jest korzystanie z klimatyzacji i wentylatorów, ale przesąd stał się tak popularny, że koreańskie firmy produkujące wentylatory zaczęły umieszczać w nich timery, które wyłączają wentylator na noc. Koreańscy badacze przez lata próbowali udowodnić, że taka śmierć jest niemożliwa, ale ich argumenty nikogo nie przekonywały. Jedyne co mogę dodać, to to, że wielokrotnie spałam przy włączonym wentylatorze i wciąż żyję.

2. Numer 4: przesąd występujący nie tylko w Korei, ale też np. w Chinach czy Japonii. Numer 4 brzmi podobnie do chińskiego słowa śmierć, w rezultacie w starszych budynkach mieszkalnych, hotelach czy biurach, piętro 4 często oznaczane jest literą F.


3. Prysznic i szczepienia: jeżeli w ciągu 24 godzin od szczepienia weźmiesz prysznic to na pewno umrzesz. Początki tego zabobonu są dość mroczne i okryte tajemnicą, ale i u nas był/jest on dość powszechny, chociaż w większości odnosi się on do kąpania niemowlaka po szczepieniu. Tak naprawdę nie ma żadnych jasnych i powszechnie obowiązujących zasad, a pediatrzy twierdzą, że nie ma żadnych przeciwwskazań do kąpania maluchów po szczepieniach. Najprawdopodobniej przesąd powstał (i w Polsce i w Korei) przy okazji szczepienia na gruźlicę. Szczepionka przeciwko gruźlicy charakteryzuje się tym, że mniej więcej po dwóch tygodniach od momentu jej podania na ramieniu powstaje sączący się pęcherzyk. Dopóki ta zmiana poszczepienna się nie zagoi, dopóty trzeba dbać o to żeby jej nie zamoczyć. Nie oznacza to, że nie wolno się kąpać. Trzeba jedynie uważać, aby nie zamoczyć rany, a pęcherzyk zniknie sam po dwóch tygodniach.

4. Położenie łyżeczki brzuszkiem do góry: taki błąd przy zastawianiu stołu wróży śmierć twoim gościom, jednak dużo gorsze jest wbijanie pałeczek w miskę ryżu. Nie dość, że uważane jest to za niegrzeczne, to w tradycyjnej kulturze azjatyckiej na pogrzebach lub rytuałach ku czci przodków stawiane są kadzidełka wetknięte w miskę z piaskiem. Symbolizują żywność dla duchów, a wtykanie pałeczek w ryż bardzo to przypomina i oczywiście sugeruje, że ktoś umrze, albo  o zgrozo już nie żyje i jesz obiad z umarłymi.


5. Pisanie czyjegoś imienia czerwonym długopisem: co tu dużo mówić, tak napisane imię sprowadzi na kogoś rychłą śmierć. Przesąd wywodzi się z czasów kiedy imiona zmarłych zapisywano w rejestrach, czy na nagrobkach właśnie na czerwono, aby odpędzić złe duchy.

6. Zawsze zamykaj parasol: jeżeli tego nie zrobisz to... oczywiście ktoś umrze.

7. Noszenie we włosach białej kokardy: kolor biały jest kolorem żałoby, w związku z tym noszenie go przynosi pecha, albo zwiastuje Tobie, lub komuś z najbliższego otoczenia śmierć.

Jesteśmy w połowie, czas na przesądy randkowe. Zanim do nich przejdziemy warto również wspomnieć o grupach krwi. Pisałyśmy już o tym wcześniej (tutaj), więc jeżeli interesują Was szczegóły dobierania partnera, lub określania osobowości pod względem grupy krwi to zajrzyjcie.


8. Buty na prezent: w Korei funkcjonuje przesąd, że jeżeli damy komuś buty (szczególnie ukochanej osobie) to ta od nas ucieknie. Żeby oszukać przesąd obdarowany daje najmniejszy nominał (np. 50 wonów) darczyńcy. Wtedy sprzedamy, a nie oddamy buty.

9. Dawanie w prezencie ostrych narzędzi: grozi rychłym zakończeniem przyjaźni lub związku, którego przyszłość została przysłowiowo postawiona na ostrzu noża.

10. Skrzydełka z kurczaka: danie ich ukochanej osobie, da jej możliwość "odfrunięcia" od Ciebie. 

11. Jeżeli sam sobie polewasz: będziesz samotny przez kolejne trzy lata (zagadką jest czemu akurat trzy :D ).

12. Po wyrwaniu zęba mądrości czeka Cię zerwanie. Nie będziesz już wystarczająco mądry dla swojego partnera. Z drugiej strony, ząb może przyczynić się również do Twojego szczęścia. W Korei nie ma czegoś takiego jak Wróżka Zębuszka, ale to dla nas nie problem. Wystarczy wrzucić swój ząb na dach, a szczęście i bogactwo samo nas znajdzie.

13. Jeżeli płaczesz za swoim chłopakiem idącym do wojska, na pewno zerwiecie. W Korei Południowej obowiązuje dwuletnia, obowiązkowa służba wojskowa, więc ja pewnie też byłabym smutna przy rozstaniu, ale trzeba być twardym! W końcu od czasu do czasu puszczają ich na przepustki ;)

14. Jeżeli złapiesz bukiet na ślubie musisz ożenić się w ciągu 6 miesięcy, albo nie stanie się to wcale. To dość świeży przesąd, funkcjonujący od czasu wprowadzenia w Korei ślubów w stylu zachodnim (podczas tradycyjnego koreańskiego ślubu panna młoda nie posiada bukietu). Jeżeli już jesteśmy przy ślubach, w Korei za szczęśliwe uważane są cyfry 3,7 i 8. Ślub najlepiej brać gdy w dacie występuje 8, a optymalna różnica wieku między partnerami, przynosząca im najwięcej szczęścia, to 3 lub 7 lat.

Rzucaniem bukietu kończymy naszą listę koreańskich zabobonów. Tak jak wszędzie na świecie w Korei są ludzie, którzy w przesądy wierzą, ale są też i takie osoby, które nic sobie z nich nie robią. Niewątpliwie część z nich jest ciekawa i jak już się przekonaliśmy wcześniej, część z nich występuje również w Polsce, więc jak widać mamy na tym polu coś wspólnego z Koreańczykami.

6/02/2016 07:40:00 AM

Takie tam, z internetu 2

Takie tam, z internetu 2
Dostałyśmy od Was kilka ciekawych linków, sporo też pojawiło się przypadkowo, więc czas na drugą część takich tam, z internetu :) (link do części pierwszej: tu)


Jej strona została polecona przez Turtelink (dziękujemy). Same już wykorzystywałyśmy jej przepisy, ale filmiki to inna para kaloszy. Osobiście potrafię przepaść na YT na długie godziny, więc dawkujcie sobie ich ilość :) Maangchi gotuje koreańskie, więc tona kimchi i ryżu gwarantowana.



Imagine your Korea 

Bardzo duża platforma poświęcona turystyce, jedzeniu, kulturze i wszystkiemu co związane z Koreą. Jest to oficjalna marka stworzona przez Korea Tourism Organization. Ja śledzę ich na fejsie oraz instragamie i to właśnie ten ostatni kanał komunikacji polecam w tym poście. Znajdziecie tam wspaniałe zdjęcia, przepisy, aktualne promocje, newsy, informacje o popularnych lokalach i nowych hotelach.



ChoNunMigookSaram (Megan Bowen Aka 저는미국사람. 저는 서울에서 살고있는 메간 입니다)

Megan jest bardzo popularną youtuberką, ma też oczywiście konto na fecebooku, instagramie, twitterze itp. Ja obserwuję ją tylko na YT i instagramie (to i tak dużo :D). Jest w Korei już dosyć długo, mówi płynnie po koreańsku, ubiera się i maluje jak Koreanka, a do tego w bardzo zabawy sposób opisuje swoją codzienność.
 


Na instagramie zdjęcia z podróży, codzienne stroje i inne ciekawostki.



Gra do nauki koreańskiego alfabetu

Dla osób zaczynających przygodę z koreańskim. Wystarczy zaznaczyć jak wymawia się konkretny znak. Jest kilka opcji wybierania odpowiedzi oraz ilości wskazówek.



Glamorous penguin 

Kawiarnia w Seulu. Obserwuję kawiarnię w Seulu. Codziennie rano czeka mnie nowe zdjęcie pięknego ciasta, albo wspaniale ubitej bitej śmietany. Polecam ich instagram oraz oczywiście wizytę w tym miejscu (jeśli będzie okazja).



Kim Me Hee

Koreańska projektantka. Na stronie znajdziecie Hanboki, sukienki nimi inspirowane, kreacje na ślub oraz stroje dla dzieci.



Seul State of Mind

Kolejny zagraniczny bloger żyjący w Korei. Do polecania strona, fanpage na facebooku oraz instagram, ja obserwuję go wszędzie gdzie się da. Zdjęcia nie tylko z Korei, ale wszystkie bardzo ładne i klimatyczne. Organizuje fotograficzne spacery po Seulu, oczywiście rzadko i trudno się na nie dostać, bo Ken jest bardzo popularny. Dostawca tapet na pulpit mojego komputera :)



Zachęcam do wysyłania linków i ciekawostek, nigdy nie mam dość czytania i oglądania o Korei :)

Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger