11/28/2016 07:01:00 PM

Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2016

Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2016

Koniec listopada i koniec festiwalu Pięć Smaków (O wcześniejszych edycjach możecie przeczytać TUTAJ-2014 i TUTAJ-2015). To jeden z tych festiwali, w których z przyjemnością biorę udział co roku i co roku staram się tak zaplanować czas żeby trafić na jak największą ilości seansów i spotkań z twórcami.

Z programem w ręku jeżdżę od kina do kina i próbuję jakimś cudem pojawić się w dwóch miejscach jednocześnie. Co i rusz zerkam na zegarek i zakreślam długopisem kolejne filmy, robię gwiazdki, szlaczki i inne tajemnicze symbole żeby się w tym wszystkim połapać. Przecież nie mogę odpuścić sobie spotkania z TYM reżyserem, a jednocześnie koniecznie i bezapelacyjnie chcę się pojawić na seansie TEGO konkretnego filmu wyświetlanego właśnie dzisiaj, oczywiście w zupełnie innym miejscu.

I wiecie co? To jest męczące, ale to uwielbiam. Udało mi się zobaczyć kilkanaście świetnych filmów z różnych zakątków Azji, dlatego poniżej zapraszam na krótką listę widzianych przeze mnie produkcji oraz oczywiście moje z nich wrażenia.

"Droga do Mandalay"/"The Road to Mandalay" (2016)

Film tajwańsko-birmański w reżyserii Midiego Z o dwojgu imigrantów z Birmy, którzy nielegalnie przedostają się do Tajlandii w poszukiwaniu lepszego życia. Przyznam, że jest to pierwszy film tego reżysera, który miałam okazję zobaczyć i cóż, zaintrygował mnie na tyle, że na pewno sprawdzę pozostałe jego prace.

Obraz jest minimalistyczny, z często nieruchomym kadrem, ograniczoną ilością dialogów. Świetnie pokazuje pogłębiającą się beznadziejność sytuacji bohaterów, realia życia emigrantów oraz bliskość, która się między nimi rodzi. Ten film jest po prostu autentyczny i szczery. Od pierwszej minuty aż do samego końca wciągał, byłam ciekawa co się wydarzy i jak to wszystko się skończy. 

Smaczkiem jest zapowiedź przed seansem, w której wspomniano o skandalu odtwórcy głównej roli, Kai Ko, który został aresztowany za palenie marihuany w szczytowym momencie swojej kariery i właśnie dlatego zdecydował się przyjąć propozycję reżysera, żeby zagrać w tak niszowym i artystycznym filmie.


„Przemiana” / „Interchange” (2016)

Malezyjski thriller w reżyserii Daina Saida. Piękne nakręcony, emocjonujący, zagmatwany, mroczny, pełen odwołań do pierwotnych wierzeń i tradycji Malezyjczyków.

Adam, były policyjny fotograf, całymi dniami przesiaduje w mieszkaniu, z ukrycia dokumentując życie sąsiadów. Odwiedza go dawny znajomy, detektyw szukający pomocy przy śledztwie związanym z serią makabrycznych rytualnych morderstw. Starożytna magia, ptaki, plemię z Borneo i stare fotografie, wszystko ma tu znaczenie.


Po filmie zostałam również na spotkaniu z reżyserem. Padło kilka interesujących pytań, na przykład o mieszkankę językową, którą posługują się bohaterowie (W jednym zdaniu mówiąc jednocześnie po angielsku i malajsku), czy o plemiona i wierzenia wciąż obecne w Malezji.

„Zapis moich zmysłów” / „A Copy of My Mind” (2016)

Film indonezyjski w reżyserii Joko Anwara. Początkowo typowy romans obyczajowy, bardzo szybko okazuje się również thrillerem z mocnym politycznym wydźwiękiem. 

Sari to kinomanka, pracująca w salonie kosmetycznym, która każdy wolny wieczór spędzająca na pochłanianiu kolejnych obrazów. Alek zarabia na życie, tworząc napisy do pirackich filmowych kopii. Ich drogi muszą się przeciąć, jednak na skutek splotu wydarzeń w ręce dziewczyny trafia film, którego nikt nie powinien zobaczyć.

Reżyser pod płaszczem historii miłosnej przemyca metaforę społeczno-politycznej sytuacji w Indonezji oraz obraz prawdziwej Dżakarty, pełnej wąskich uliczek, chaosu i wszechobecnych ludzi.



Po filmie czekało mnie Q&A z reżyserem, który okazał się być świetnym mówcą– zabawnym, elokwentnym, potrafiącym sprzedać swoje dzieło. Z publiczności padało wiele pytań i chyba najważniejsze jest to, że praktycznie wszystko w tym filmie jest oparte na faktach (Filmowy skandal polityczny rzeczywiście miał miejsce w tym roku w Indonezji). Z niecierpliwością czekam na kolejne filmy Joko Anwara, szczególnie, że mają być kontynuacją "Zapisu moich zmysłów" będącego pierwszym z planowanej trylogii.


„Oczka meduzy” / „Jellyfish Eyes” (2013)

Film familijny w reżyserii artysty (nie reżysera) Takashiego Murakamiego, który niejednoznacznie nawiązuje to katastrofy w Fukushimie, ale powierzchownie jest po prostu filmem o dzieciach i ich podobnych do Pokemonów potworkach, razem z którymi muszą uratować świat.

Tak... chyba wyrosłam z takich produkcji. Komiksowe zło w czarnych pelerynach, tajne laboratoria, stworki we wszystkich kolorach tęczy. Złowieszcze deklaracje i podstępne chichoty czarnych charakterów nie robiły na mnie żadnego wrażenia, a nawiązania do Fukushimy też nie poruszały. Film dobry dla dzieci, interesujące przeżycie, ale ogólnie jestem raczej na nie.


Hongkonf Fresh Wave 2015

Seans, którego nie mogłam sobie darować. Jestem na nim co roku i z zainteresowaniem śledzę dokonania młodych twórców z Hongkongu.

"Dobry syn"

Nastoletnia Nam wychowywana jest jak chłopiec- by spełnić oczekiwania matki i dziadka, co dzień wychodząc do szkoły zakłada męski mundurek. Dzięki pomocy przyjaciela, Yeunga, ma jednak miejsce, gdzie może wrócić do swojej prawdziwej tożsamości. Interesujący obraz, ale wydawał mi się niedokończony.

"Długa droga"

Mój tegoroczny faworyt. Młody mężczyzna, Nine, pracuje w starej pralni; znaleziony przypadkiem w kieszeni jednego z ubrań zegarek, który ma być zwrócony właścicielowi, staje się pretekstem do spotkań z mieszkańcami dzielnicy, która niebawem utraci swój charakter przez działania deweloperów. Aktualny, barwny portret miejskiej przestrzeni odchodzącej w przeszłość, wraz z małymi zakładami, miejscami spotkań i niemożliwymi do zastąpienia sąsiedzkimi więzami.

Oglądając go myślałam również o Korei Południowej, w której można zaobserwować dokładnie ten sam proces. Stopniowo wyburzane stare dzielnice i powstające na ich miejscu bezosobowe szklane wieżowce. Małe społeczności tracące swoje miejsce.


"Ali i ja"

Krótka historia o przyjaźni między dwoma szkolnymi kolegami: Tsz Kitem, wychowywanym w mieszczańskim hongkońskim domu, którego matka zmusza do lekcji gry na fortepianie oraz pochodzącym z muzułmańskiej rodziny Alim, który kocha krykieta. Intrygujący środowiskowy portret, pokazujący wielokulturowe oblicze miasta, ale przede wszystkim - opowieść o odkrywaniu swoich pasji.


Tyle na początek. Oczywiście nie mogło nas zabraknąć na prezentowanych na festiwalu filmach z Korei Południowej oraz... Korei Północnej, o których  więcej w kolejnym festiwalowym poście. Byliście na tegorocznym festiwalu? Które filmy podobały się Wam najbardziej?

11/24/2016 05:02:00 PM

Wietnam - część 1

Wietnam - część 1
Zwykle byłam osobą, która dużo opowiada o swoich urlopach, pokazuje rodzinie i znajomym zdjęcia, opowiada ze szczegółami różne historie i zachwyca się konkretnymi rzeczami. W tym roku zdecydowanie się to zmieniło, zdjęcia z Japonii ciągle zalegają na moim komputerze, o Gruzji jestem w stanie powiedzieć w jednym zdaniu, a Wietnam sprowadziłam do "było bardzo gorąco, a w sklepach były koreańskie produkty". Jestem szczęśliwa, że mogę tyle jeździć i każdy z tych wyjazdów był bardzo wyjątkowy, wydaje mi się, że przestałam tyle opowiadać bo to bardziej moje przeżycie, straciłam pewność, że odbiorca zrozumie moje emocje, dodatkowo wydaje mi się, że ludzie pytają z grzeczności.

Cieszę się, że mamy z Darią bloga, piszemy tu o rzeczach, które na prawdę nas interesują, często opisujemy swoje przygody i doświadczenia również dla siebie, pewnie jesteśmy swoimi najwierniejszymi czytelnikami :D Często wracam do postów, które napisałyśmy jakiś czas temu, korzystam z przepisów, które same zamieściłyśmy, czy oglądam zdjęcia, które zrobiłam w Korei. Dlatego jeśli chodzi o podróże, to wiem, że blog jest odpowiednim miejscem do zamieszczenia relacji. Podzielę się z Wami swoimi opiniami, pokażę zdjęcia, przytoczę różne historie, które z czasem mogłyby wyblaknąć i opowiem co warto zobaczyć. Zawsze będę mogła do tego wrócić, wysłać linka komuś bliskiemu i przypomnieć sobie jak fajnie było w...Wietnamie :)



Moją towarzyszką podróży była Kasia (dwie Kasie, duże ułatwienie dla lokalsów :D), z którą odwiedziłam już Koreę (najlepszy wyjazd EVER!) i Islandię. Z Kasią podróżuje się cudownie, mamy podobne podejście do szybkości podejmowania decyzji, czasu spędzanego w muzeach, miastach czy kawiarniach, oraz tego o której się powinno wstawać, jaki standard noclegu rezerwować i co zobaczyć. Żeby być szczerym powiem, że ja mogłabym więcej chodzić i ciągałam Kasię do sklepów, a za to ona wolałaby abym ja wstawała jednak troszeczkę wcześniej i jadła później :D Uwielbiałam momenty gdy miałyśmy podobne opinie, "muzeum militarne? nie, dzięki", albo gdy szybko podejmowałyśmy jakieś decyzje (obiad, rezerwacja noclegu, przejazd). Poza tym odbyło się wszystko co sobie zaplanowałyśmy. Szacun dla nas.

Jak widzicie na mapce, podeszłyśmy do sprawy ambitnie. Przylot do Ho Chi Minh, następnie samolot do Da Nang, autobus do Hoi An, wycieczka do My Son, autobus do Hue, nocny pociąg do Hanoi i wycieczki do Ha Long i Tam Coc. Powrót do WAW z Hanoi. Wszystko w dwa tygodnie.  





Ho Chi Minh przywitało nas morzem skuterów i bardzo wysoką temperaturą. Spędziłyśmy w tym mieście dwa dni, później okazało się, że to najbardziej zurbanizowane z miejsc, które widziałyśmy. Oczywiście nie mając porównania uważałyśmy inaczej, umykanie przed kierowcami, jedzenie, fryzjerzy, kosmetyczki, toalety, wszystko na środku chodnika, którym nie da się przejść. Pieszy nie istnieje i nie ma praw. Było to też jedno z nielicznych miejsc gdzie na ulicach było stosunkowo sporo "normalnych" sklepów. K-marty i inne odpowiedniki 7eleven, gdzie produkty miały ceny, można było płacić kartą, a wybór był duży (kimchi! soju!)


Korea inwestuje w Wietnamie bardzo dużo pieniędzy, więc sklepy w 50% zawierały produkty koreańskie, byłam w raju :D Poza Ho Chi Minh popularne były miejsca w których prywatne osoby wystawiały towary i cenę wymyślały na bieżąco, ciężko było o sklep "z prawdziwego zdarzenia", np w Hoi An to się nie udało, przepłacałyśmy za produkty. Oczywiście waluta, Dong (VND) jest bardzo słaba i dla polaków jest tam baaaardzo tanio, niektóre rzeczy kosztowały grosze (dosłownie).

Z Ho Chi Minh zdecydowałyśmy się polecieć do Da Nang, lot był opóźniony, bardzo nas wytrzęsło i musiałyśmy zmienić nocleg. Planowałyśmy przejechać od razu do Hoi An, ale przez późny przylot postanowiłyśmy jedną noc spędzić w Da Nang i zobaczyć wspaniały, świecący most o kształcie smoka.

Da Nang znajduje się nad Morzem Południowochińskim, więc nocleg koło plaży wydawał się logiczny. Kiedy o 23 nasza taksówka wwoziła nas w coraz ciemniejsze uliczki, mijając budowy i puste place, zaczęłyśmy w to wątpić. W końcu zatrzymaliśmy się przed naszym hotelem, który znajdował się na końcu opustoszałej drogi, był to ciemny budynek, a w okolicy nie było za bardzo żadnych innych budowli, ludzi i świateł. Bałyśmy się, że nikt nie będzie na nas czekał, ale sympatyczny Wietnamczyk, który nie znał słowa w języku angielskim, zapytał nas "Kasia?" i jakimś cudem trafiłyśmy do pokoju (bez okien!). Zostawiłyśmy rzeczy i mimo później godziny postanowiłyśmy przejść 5 km do mostu.

Nawet nie wiem jak to opisać, ale szłyśmy środkiem pustej ulicy bo po chodnikach biegały szczury, mijałyśmy budowy, dziwne bary w których nikogo nie było, nie jeździły samochody, nie widziałyśmy też ludzi. Co jakiś czas mijał nas tylko motocyklista, który z głośników puszczał "Paaaad Thai! Paaad Thai'. Co chwile mówiłyśmy sobie, że zaraz dojdziemy do wspaniałego mostu, a brak ludzi pewnie oznacza, że wszystkie miasta w Wietnamie, poza Ho Chi Minh i Hanoi, są małe. Dotarłyśmy do mostu o północy. Zdążyłam postawić na nim nogę i zrobić jedno zdjęcie, po czym most zgasł :D

Most wygląda tak:



 Moje zdjęcie wygląda tak:



Umykając przed szczurami wróciłyśmy do hotelu, a rano taksówką pojechałyśmy na dworzec autobusowy. I co się okazało? Byłyśmy po złej stronie miasta. Całe centrum, życie, sklepy, kawiarnie i bary znajdowały się po drugiej stronie mostu.

Na dworcu znalazłyśmy autobus do Hoi An i po kilku godzinach wylądowałyśmy na obrzeżach tego pięknego miasta. Miałyśmy mapkę i wiedziałyśmy, że do hostelu mamy 2-3 km, które postanowiłyśmy przejść na piechotę. Hoi An to dawny portugalski port morski, oraz miasto, które dzięki Polakowi, jest wpisane na listę zabytków światowego dziedzictwa UNESCO. Kazimierz Kwiatkowski, polski architekt i konserwator zabytków, prowadził w My Son, Hue i Hoi An prace konserwatorskie. Dzięki niemu Wietnamczycy porzucili pomysł wyburzenia starego miasta Hoi An i zbudowania na jego miejscu bloków (!).

cr: vietnam.sepehrgasht.com


Okazało się niestety, że do hotelu mamy około 11 km i w końcu przeszłyśmy całą trasę na piechotę. W 30 st i z bagażami :D Dziś już jestem w stanie wspominać to z uśmiechem. Szłyśmy drogą, która była zrobiona z dużych betonowych płyt, a po obu jej stronach znajdowały się bardzo ładne domy, ogrody i palmy. Im dalej oddalałyśmy się od centrum tym mniej było motorów, a więcej rowerów. Okolica bardzo mi się podobała i obie później uznałyśmy, że było to jedno z najładniejszych miejsc, które widziałyśmy w trakcie całego pobytu. Hotel, a raczej homestay był bardzo ładny i zadbany, wzięłyśmy pokój dwuosobowy z własną łazienką i balkonem (wszystkie noclegi miałyśmy z balkonem, takie to już wietnamskie budownictwo). Codziennie rano jadłyśmy w ogrodzie śniadanie (zwykle naleśniki lub omlet) i rowerem jechałyśmy do "miasta" lub na plażę.



Jeden z lepszych widoków z balkonu jaki kiedykolwiek miałam. Połączenie typowego budownictwa azjatyckiego, świątyń i lampionów z palmami zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie i to zwykle opowiadam gdy ktoś pyta co mi się najbardziej podobało w Wietnamie.



Hoi An oferuje bardzo dużo atrakcji, miasto samo w sobie jest piękne, w dzień najlepiej przemieszczać się rowerem, a wieczorem, gdy zapalają się lampiony, nawet bardzo długi spacer staje się przyjemnością. Atmosfera miasta kolonialnego, palmy, piękne budynki i wspaniałe oświetlenie zapewniają niesamowity klimat.

W okolicy Hoi An znajdują się plaże i kilka ciekawych zabytków, więc jest to miejsce na dłuższy pobyt. Na plażę, która znajdowała się kilka kilometrów od naszego hotelu, pojechałyśmy rowerami.


Piasek był zbyt gorący, więc siedząc na trasie piłyśmy soki arbuzowe, oglądałyśmy widoki i po prostu cieszyłyśmy się urlopem i miłym dniem.




To koniec pierwszej części relacji z Wietnamu, dzięki za uwagę :) W kolejnej części My Son, Hue, jazda pociągiem i Hanoi, później jeszcze post tylko o Hoi An i miejsce na odpowiedzi na pytania, jeśli jakieś się pojawią. Jeśli planujecie podróż do Wietnamu i mogę jakoś pomóc to dajcie proszę znać w komentarzach, lub jak zwykle przez PW na facebooku :)

11/15/2016 12:55:00 PM

Ukochana Babcia - wywiad z reżyser Lee Sohyun

Ukochana Babcia - wywiad z reżyser Lee Sohyun

LEE SOHYUN

Koreańska reżyser filmowa. Do tej pory nakręciła cztery filmy: "The Storyteller" (2006), "Friends of Tibet" (2008), "Ibrahim’s House" (2010) oraz "Dear Grandma" (2016)- poruszający film o miłości babci i wnuczki, uhonorowany nagrodą publiczności na tegorocznym Seoul Independent Film Festival.





Cześć. Powiedz nam coś o sobie.

Cześć. Studiowałam reżyserię dźwięku w School of Film, TV & Multimedia na Korea National University of Arts. Swój pierwszy film dokumentalny, "Tashi Delek", stworzyłam dzięki wsparciu The Korean Film Council. To historia mojego tybetańskiego przyjaciela, którego poznałam podczas podróży. Potem powstał mój pierwszy fabularny film krótkometrażowy „The Storyteller” pokazywany m.in. na Seoul Independent Film Festival, Puchon International Fantastic Film Festival, i REFEST Korea. Był również filmem konkursowym na włoskim Santana International Film Festival. Potem zrobiłam film dokumentalny o przypadkowym spotkaniu, a raczej o przeznaczeniu spotkania pomiędzy koreańsko-japońską babcią, która uczyła się języka koreańskiego, oraz palestyńskim dziadkiem, który zarządzał pensjonatem ("Ibrahim's House"). "Dear Grandma" to mój czwarty film.

Czy zawsze chciałaś zostać reżyserem?

Studiowałam reżyserię, ale kiedy ukończyłam uniwersytet stwierdziłam, że nie jestem wystarczająco dobra jako filmowiec i nie będę w stanie poświęcić się temu w 100% i się z tego utrzymać. Nigdy nie myślałam o zostaniu dokumentalistą, ale moje życie jest wypełnione momentami, które po prostu chcę uchwycić na taśmie.

Czy możesz nam opowiedzieć o "Dear Grandma" („Ukochana Babcia”, "할머니의 먼 집")? O czym jest film? Dlaczego zdecydowałaś się go zrobić?

Moja babcia w tym roku skończyła 94 lata. Każdy jej dzień jest przepełniony energią. Rano zamiata podwórko, podlewa rośliny, przygotowuje śniadanie dla mnie i mojego wujka. Raz dziennie idzie na spacer po okolicy, dba o swój ogródek warzywny, a przy tym często mówi mi, że jest już gotowa umrzeć. W takich momentach jej nie rozumiem. Boję się, że może zniknąć w każdej chwili, dlatego zaczęłam spędzać z nią więcej czasu.

Wiosną, kiedy babcia skończyła 93 lata, wzięła środki nasenne żeby popełnić samobójstwo. Kiedy obudziła się dwa dni później stwierdziła, że znów chce spróbować, mówiła, że musi szybko umrzeć.

Dlatego właśnie zrobiłam ten film, chciałam być z nią jak najdłużej i pokazać jak piękną i cenną jest osobą. Z drugiej strony moja rodzina uważa, że babcia żyła już wystarczająco długo i liczą na jej rychłą śmierć. Chciałam zabrać babcię do szpitala, ale moja rodzina nie zgadzała się nawet na to. Pewnego dnia, mój wujek, który mieszkał z babcią, nagle zmarł w wyniku wypadku. Czując się winna, że żyje dłużej niż jej dzieci babcia zaczęła pić, coś czego normalnie nie robi. Jej ciało słabło, już nie była tak energiczna jak wcześniej, a we mnie zaczął rosnąć niepokój, że babcia w każdej chwili może mnie opuścić idąc tą drogą. Czy będę w stanie pomóc babci w jej ostatnich chwilach życia?


Oglądając film widzimy dużo miłości między Tobą, a twoją babcią, ale co było najtrudniejsze podczas tego projektu?

To kamera nam najbardziej przeszkadzała, wchodziła w relację między nami. Kiedy babcia była smutna nie chciałam kręcić dalej, ale musiałam to robić. To było trudne, ale mam nadzieję, że dzięki temu filmowi babcia nie będzie próbowała znowu popełnić samobójstwa.

Większość ludzi doświadcza w życiu jakiś tragedii i zastanawiałam się jak przezwyciężyć traumę po nich? Pomyślałam o opowiadaniu. Mój film jest o pięknie życia.


Twoja babcia może być symbolem najstarszych mieszkańców Korei. Ludzie z innej epoki, którzy żyją samotne i monotonne. Ich życie wymaga dużo cierpliwości...

Nie sądzę, żeby babcia i inne starsze osoby miały inne wartości i życie niż młodsze pokolenia. Na pewnym etapie wszyscy doświadczamy lub doświadczymy samotności i monotonni.


Ten film to pamiętnik wideo stworzony przez wnuczkę, co babcia sądzi o tym projekcie?

Babcia jest zadowolona z tego filmu, ale nie jestem pewna, czy rozumie o czym on jest. Jest szczęśliwa oglądając go, bo widzi zmarłego syna, jest również główną bohaterką filmu, co też sprawia jej przyjemność.

Jak długo trwały prace nad filmem, jak wyglądał ten proces?

Zajęło to trzy lata. Dwa lata filmowania i rok edycji materiałów. Nie spodziewałam się, że proces będzie aż tak długi, najtrudniejsze było uzyskanie funduszy na projekt.

Dla kogo jest Twój film?

Po pierwsze dla mojej babci. Chcę jej pokazać, że jej życie jest piękne i wartościowe. Po drugie dla ludzi, którzy mają podobne doświadczenia do moich, lub tych, którzy właśnie pożegnali członka rodziny. Mój film może ich pocieszyć.


Czy masz idoli, reżyserów, których podziwiasz?

Uwielbiam irańskiego reżysera Abbas'a Kiarostami. Jego filmy pokazują jak w nawet najtragiczniejszych momentach życia odnaleźć szczęście i humor. Lubię taki punkt widzenia.

Nad jakim projektem obecnie pracujesz?

W tym momencie nie pracuję nad żadnym większym projektem.

Tworzysz filmy dokumentalne, ale czy myślałaś może nad nakręceniem filmu fabularnego?

Niezależnie od środka wyrazu, czy to jest książka, zdjęcie, obraz, czy film, myślę, że każda historia ma własny sposób opowiedzenia jej, niektóre tematy bardziej pasują do filmów fabularnych. Nie wiem nad czym będę pracować w przyszłości, ale chciałabym spróbować nakręcić film aktorski, jeżeli tylko historia będzie pasować do takiego sposobu prezentacji.

Jakie są twoje plany i marzenia na najbliższe lata?

Ze zdrowiem mojej babci jest coraz gorzej, wkrótce skończy 95 lat. Chciałabym spędzić z nią jak najwięcej czasu, którego nie zostało nam już wiele.

Dziękuję za poświęcony czas.

Dziękuję bardzo.


***

Pewnego dnia babcia Lee Sohyun postanowiła popełnić samobójstwo. Ten poruszający film nie jest jednak o tym, ale o wielkiej miłości babci i wnuczki. O tym jak niesamowitą osobą jest tytułowa babcia reżyserki i jak pozornie daleko jej do prób samobójczych. Wchodzimy w rutynę bohaterki, za pośrednictwem wnuczki zaczynamy zadawać pytania próbując zrozumieć staruszkę. Mimo wielu lat spędzonych razem okazuje się, że tak naprawę autorka niewiele wie o babci i dopiero teraz na nowo ją poznaje.


Ten film porusza i przypomina o uniwersalności ludzkich doświadczeń. Ta koreańska babcia jest taka sama jak polska, czy każda inna na całym świecie. Okazuje się, że prawdziwe życie to nie ciągłe radości czy tragedie, ale raczej po prostu ciąg relacji z innymi ludźmi, bez których zaskakująco łatwo się nudzić, zwłaszcza gdy jesteś stary.

11/07/2016 08:31:00 AM

Jestem VIPem

Jestem VIPem
Tak, powiedziałam to i wcale się tego nie wstydzę. Słucham kpopu i jestem VIPem. W Korei zespoły nazywają swoich fanów i jak pewnie większość z Was wie, fani Big Bang to VIPy. Zawsze mnie śmieszy gdy mijam "VIP Hotel", albo widzę kogoś z torbą "VIP Colection", bo ta osoba nie wie kim są prawdziwe VIPy (!!). Dodatkowo każdy fandom ma swój kolor i symbol. My mamy żółty i korony (tak, posiadam takiego lightsticka #proud) i dzięki temu jesteśmy w stanie siebie rozpoznać.





Ulubionego zespołu się nie wybiera, ulubiony zespół wybiera Ciebie, więc miłość do Big Bang po prostu pojawiła się pewnego dnia i od tego momentu moje życie stało się inne. Każde "wow", kończy się "fantastic baby" , każdy dragon to GDragon, a T.O.P może być tylko jeden. 


Jak już kpop Was wciągnie to nie ma odwrotu. Na początku każdy myśli że nie zapamięta nawet imienia swojego ulubionego piosenkarza (w końcu jest po koreańsku), ale po kilku miesiącach znacie wszystkie imiona członków rodziny swojego biasa, ich daty urodzenia, grupy krwi, wszystkie piosenki i ta słynna koreańska fala Was po prostu zalewa. 

Z Big Bang poszło mi szybko, to jeden z najbardziej znanych koreańskich zespołów (NAJBARDZIEJ ZNANY! NAJLEPSZY!), GDragon jest postacią kultową, a każda ich płyta była niesamowitym sukcesem. Do tej pory (poza PSY) są jedynymi z najczęściej słuchanych koreańskich zespołów na YouTube. Nie mówiąc już o nagrodzie MTV EMA i wszystkich innych azjatyckich wyróżnieniach. Jedyny minus sytuacji to ich wiek, zaraz zaczną, jeden po drugim, odbywać służbę wojskową, więc trochę sobie na następny album poczekamy. Jedyna nadzieja w solowych projektach.







Big Bang należą do wytwórni YG, pewnie większość z Was wie, lub słyszała, że w Korei piosenkarzy się "wychowuje" i kreuje. Najpierw jest się trainee, takim powiedzmy stażystą, który odbywa różne szkolenia, uczy się tańczyć, śpiewać, ma różne zadania, musi bardzo ciężko pracować by wytwórnia pozwoliła mu zadebiutować. To od wytwórni zależy kiedy będzie debiut, jaki on będzie (solo czy zespół) oraz w ogóle jaki zespół powstanie, co będzie śpiewał i w jakim stylu. Papa YG na szczęście jest szczodry, jego artyści mają więcej wolności i zarabiają więcej pieniędzy, niż w niektórych innych wytwórniach. Nawet to, że YG nazywa swoją firmę YG Family, mówi trochę o tym jakie relacje tam panują. Do YG należą też między innymi: PSY, Winner, 2NE1, Epik High, oraz bardzo wielu innych wykonawców, aktorów i modeli. 



Moim momentem przełomowym, który związał mnie z tym zespołem na zawsze (tak, mówię serio :D), był koncert w Londynie- Big Bang Alive Galaxy Tour w 2012 roku. Nie powiem ile mnie to kosztowało na złotówki, bo to się nawet nie równa z obciążeniem psychicznym, a poza tym, moja mama może to czytać :D Powiem tyle: było warto. 



Byłam pewna, że to będzie jedyne takie doświadczenie w moim życiu ( i wychodzi na to, że miałam rację), więc postanowiłam kupić też wejście na soundcheck oraz bilety VIP, dzięki którym dostałam dwa lightsticki, koszulkę, a poza tym kupiłam kolejną koszulkę i torbę. I regret nothing. Na soundchecku było może ze 20-50 osób, wszystkie zmieściłyśmy się pod sceną i miałyśmy chłopaków na wyciągnięcie ręki. Trwało to może ze 20 min, ale nadal uważam, że to jedne z lepiej wydanych pieniędzy ever.


Występ był bardzo profesjonalny, każda piosenka była zaśpiewana, układy zatańczone, były bisy, było śpiewanie tłumu (chociaż słabo nam szło z koreańskim :D), były integracje z międzynarodowymi fanami. Niesamowite przeżycie. Następnego dnia bolała mnie ręka od machania lightstickiem, a gardło miałam zdarte i nie mogłam mówić. 


Ciężko mi powiedzieć, która piosenka jest moją ulubioną, to zależy od nastroju, ale często wybieram Blue, Tonight, Haru Haru albo Fantastic Baby, lubię sporo tych starych, ale ostatnia płyta też była dobra. Podoba mi się też piosenka napisana dla VIPów, w końcu dla mnie, "Until Whenever" 

Próby taneczne to mistrzostwo, polecam :



Big Bang, kiedy jeszcze mieli jakiś czas wolny, kręcili parodie dram, udzielali zdecydowanie więcej wywiadów i te materiały były wspaniałą używką dla fanów, do tej pory jak mam doła to odpalam sobie to:



Ten post mógłby się ciągnąć w nieskończoność, o Big Bang jestem w stanie mówić i mówić, co prawda ostatnio już nie mam czasu aby być na bieżąco z ich wywiadami i życiem prywatnym, ale obserwuję panów na instagramie i czytam wiadomości od YG. Niestety ostatnia trasa koncertowa ominęła Europę, a T.O.P zaraz musi iść do wojska, ale nie mam wątpliwości, że jeszcze kiedyś zobaczę ich na żywo.

Pewnie wiecie kto jest moim biasem, ale żeby nie było wątpliwości: Choi Seung Hyun (T.O.P) <3
to temat na oddzielny post :D



Czy wśród naszych czytelników są jakieś VIPy? Jeśli tak, to: Aaaaaaaaaaaaaa, jeśli nie: to czy należycie do innych fandomów? co sądzicie o kpopie? czekamy na Wasze komentarze :)

11/03/2016 12:09:00 PM

The Warsaw Korean Film Festival 2016

The Warsaw Korean Film Festival 2016


26 października rozpoczął się trwający 5 dni Festiwal Filmów Koreańskich w Warszawie. To już jego druga edycja i tym razem na uczestników czekało siedem filmów; zarówno ambitniejszych produkcji jak i komercyjnych hitów ostatnich lat.

Festiwal otworzyła "The Handmaiden" ("Służąca"; w polskich kinach już od 4 listopada) w reżyserii Park Chan Wooka. Zdecydowanie był to dobry wybór, reżyser jest znany nie tylko w Korei Południowej, ale również na świecie (Warto tu wspomnieć chyba jego najbardziej znany film "Oldboy"), więc chętnych na seans było sporo. Gala otwarcia w warszawskim Kinie Kultura przyciągnęła tłumy gości. Seans poprzedziły przemówienia Ambasadora Korei Południowej Pana Hong Ji In, Joanny Łapińskiej- przewodniczącej rady programowej festiwalu, oraz Jacka Bromskiego- prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Jakie były reakcje widzów? Moim zdaniem mieszane. Podsłuchując poseansowe rozmowy u wielu osób zauważyłam lekką konsternację. Piękne kadry, ciekawi bohaterowie i historia, ale co myśleć o filmie, który można określić jako triller erotyczny z wątkiem lesbijskim? Sama mam z tym problem i nie umiem jednoznacznie stwierdzić czy mi się podoba czy nie.


Kolejnym filmem, o którym warto wspomnieć jest "Right Now, Wrong Then" w reżyserii Hong Sang Soo. To pozycja, która albo Ci się spodoba, albo znudzi. Powolna akcja, statyczne ujęcia. Część widzów wychodziła w trakcie seansu, część nawet po filmie nie wiedziała co o nim tak na prawdę myśleć. Ja byłam w grupie zdecydowanych oponentów, uważam film za nudny i tak na prawdę o niczym, ale de gustibus non est disputandum, więc być może komuś się spodoba.


Kolejne filmowe propozycje były już zdecydowanie mniej kontrowersyjne. "The Beauty Inside" podobało się chyba wszystkim, to lekki, rozrywkowy film. "Veteran", czyli komediowy film akcji, również spotkał się z pozytywnym odbiorem, chociaż o dziwo nie przyciągnął tłumów. Widziałam też, że nie podoba się osobom starszym, które głośno wyrażały niezadowolenie podczas niektórych scen. "In Her Place" to pozycja typowo festiwalowa.

Ważnym wydarzeniem była projekcja "The Royal Tailor" ("Królewski krawiec") drugiego dnia festiwalu. Publiczność głośno się śmiała podczas oglądania i zachwycała przepięknymi strojami. Po projekcji odbyło się spotkanie z reżyserem Lee Won Seokiem, który okazał się czarującym i zabawnym mówcą. Żartował z publicznością, ale jednocześnie starał się jak najdokładniej odpowiadać na pytania, których było naprawdę dużo! Ludzie mówili o tym, że mimo początkowej śmieszności film ich naprawdę wzruszył, pytali o proces produkcji, scenariusz, plany reżysera. Dzięki temu dowiedziałam się kilku interesujących rzeczy o tym jak wygląda tworzenie filmów w Korei i jak wielki kładzie się nacisk na komercyjny sukces produkcji.


Film zamknięcia- "Assassination" znów przyciągnął do kina tłumy, chyba po raz pierwszy od Gali Otwarcia. Historyczne widowisko pełne dynamicznej akcji i świetnego aktorstwa po prostu dobrze się oglądało.

Siedem filmów, siedem różnych spojrzeń na kino i Koreę Południową. Zdecydowanie warto było uczestniczyć w tegorocznej edycji, chociaż trzeba też wspomnieć o kilku mankamentach. Filmów było tylko siedem... szkoda, że festiwal nie był trochę bardziej różnorodny i obfity. Trzeba też popracować nad systemem rezerwacji, na kilkanaście dni przed festiwalem nie było już biletów, ludzie nie zawsze wiedzieli jak je rezerwować, a na seansach okazywało się, że jest mnóstwo wolnych miejsc. Dodałabym też jakieś stoisko z gadżetami związanymi z Koreą i prezentowanymi filmami (Głównym organizatorem festiwalu jest Centrum Kultury Koreańskiej, więc można by to wykorzystać). Nie doszło również do wszystkich planowanych spotkań, pierwotnie miało pojawić się więcej artystów z Korei.

Nie zmienia to faktu, że festiwal miał również wiele plusów i uważam go za udany. Zróżnicowane filmy z dwóch różnych końców koreańskiej kinematografii, zarówno produkcje ambitne, kameralne jak i wielkie komercyjne hity. Odbywał się w jednym kinie, w centrum miasta, co ułatwiało dotarcie na seanse. A przede wszystkim był za darmo. W polskich warunkach nie tak łatwo zobaczyć jakiekolwiek koreańskie produkcje, a co dopiero nie płacąc za bilety.

Byliście na festiwalu? Które filmy spodobały Wam się najbardziej? A może macie jakieś własne typy, które powinny pojawić się na przyszłorocznej edycji?
Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger