11/14/2017 03:32:00 PM

WARSAW KOREAN FILM FESTIVAL 2017- KOREAŃSKIE SMAKI I KIM HEE-JUNG

Właśnie zakończył się 3. Warszawski Festiwal Filmów Koreańskich, na którym mieliśmy okazję zobaczyć 12 filmów. O tych z sekcji „Hity ostatnich lat” przeczytacie we wcześniejszym poście KLIK, więc teraz skupimy się na pozostałych dwóch sekcjach: „Koreańskie Smaki” oraz „Fokus Kim Hee-Jung”.

Zacznijmy od Kim Hee-Jung, reżyserki intymnych, wielowymiarowych filmów, skupiających się na ludzkiej osobowości. Na festiwalu zaprezentowano jej dwa filmy pełnometrażowe „Cudowne lata” i „Ścieżki na śniegu” oraz dwa krótkie metraże, zrealizowanie w Szkole Filmowej w Łodzi, na której studiowała.

Oba długie metraże to filmy niezależne. „Ścieżki na śniegu” to opowieść o alkoholiku, który próbuje walczyć z chorobą w prowadzonym przez zakonnice domu. Mamy tu elementy katolicyzmu i szamanizmu, nie wiadomo co tak naprawdę jest snem, a co jawą. Z każdą minutą film intryguje bardziej i zmusza widza do samodzielnego ułożenia wszystkich puzzli. Koniec jest niejednoznaczny i pozostawia z polem do przemyśleń, ale mimo to film nie sili się na bycie "artystycznym". To dobre, przemyślane kino.


Z kolei „Cudowne lata” to historia nastolatki, która po śmierci ojca musi na nowo poukładać sobie życie, relacje z matką i szkolnymi przyjaciółmi. W Q&A po seansie reżyserka przyznała, że w dużej mierze film opiera się na jej własnych doświadczeniach. Krok po kroku poznajemy bohaterkę, jej myśli i problemy. Jest to film dobry, chociaż niestety nie polubiłam głowniej bohaterki, w przeciwieństwie do kolejnego filmu "The World of Us".


"The world of us" (pol. "Cały nasz świat") w reżyserii Yoon Ga-eun również jest historią zagubionej dziewczynki. Ponownie mamy wyobcowaną bohaterkę, która próbuje znaleźć przyjaźń, jednak ten film podobał mi się dużo bardziej. Bardzo wiarygodnie przedstawione relacje z róweśnikami, szkolne konflikty, kruche sojusze... oglądając film przypominałam sobie własne dzieciństwo. To dobry obraz koreańskiej, trochę bardziej okrutnej od polskiej, szkoły.


Również sekcja "Koreańskie smaki" pozwoliła nam na zapoznanie się z najnowszymi filmami kina niezależnego. Pierwszy był „On the Beach at Night Alone” (pol. „Samotnie na plaży pod wieczór”) w reżyserii Hong Sang-soo, czyli powolna opowieść o ucieczce przed własnymi uczuciami. Rozmowy na ulicach Hamburga, wieczorne popijawy nad koreańskim morzem. Mam problem z twórczością Hong Sang-soo. Uważam jego filmy za przegadane i często chaotyczne, a jednak cieszą się one ogromną popularnością na europejskich festiwalach filmowych. Również ten film wydaje mi się nudny, a oceniając filmy w pierwszej kolejności określam czy mi się podobają czy nie, a dopiero potem zagłębiam się w szczegóły: Dlaczego? Co sądzę o bohaterach i akcji? Itd.  Tym razem nie było najgorzej. Nie uważam filmu za dobry, ale jest zdecydowanie najlepszy z filmów Hong Sang-soo, które widziałam. Wydaje mi się, że w dużej mierze jest to zasługa bardzo dobrej gry Kim Min-hee (znana np. ze „Służącej”), która za tę rolę zdobyła Srebrnego Niedźwiedzia na tegorocznym Berlinale. To film niezależny, nie będzie podobać się każdemu, nawet nie większości, ale na pewno znajdzie wiernych fanów.


„The Firs Lap” (pol. „Pierwsze okrążenie”) Kim Dae-hwana, pojawił się w Warszawie jeszcze przed oficjalną premierą w Korei. Reżyser był gościem pierwszej edycji festiwalu z filmem „End of Winter” („Koniec zimy”). To kolejny bardzo festiwalowy film. Niewielki budżet, długie rozmowy, znowu albo pokochany przez widzów, albo odrzucony jako zbyt nudny. Część może doszukiwać się w nim nim drugiego dna. Autor nie formułuje konkretych tez, pokazując nam tylko kolejne sceny z życia dwójki 30-latków i ich rodzin. Mimo toczących się rozmów o potrzebie zmian, z ekranu bije stagnacja i niemożność tych zmian wprowadzenia. Film kończy się nie popychając życia bohaterów do przodu, wszystko na tle politycznych demonstracji przeciwko prezydent Park Geun-hye. Właśnie to polityczne tło może powodować moim zdaniem niepotrzebną nadinterpretację tego filmu i doszukiwanie się w nim większej głębi. To nie moje kino, ale reżyser zdobył za ten film nagrodę dla najlepszego nowego reżysera na festiwalu w Locarno, więc być może jednak pewna nadinterpretacja jest tu wskazana.


Na festiwalu pojawił się również klasyk koreańskiego kina "The Housemaid" z 1960 roku, ale więcej o nim napiszemy w kolejnym poście, tak jak i o naszych ogólnych wrażeniach z festiewalu.

Byliście w tym roku na festiwalu? Które filmy podobały Wam się najbardziej, a które najmniej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger