Jestem leniem. Lubię gotować i wypróbowywać nowe przepisy (w tym oczywiście koreańskie), ale zawsze trafia się tak, że gdy jest mi potrzebne kimchi to nie mam go pod ręką. Nie chce mi się też poświęcać czasu na jego robienie, więc zazwyczaj marudzę i kończy się na tym, że w ostatniej chwili zmieniam koncepcję na obiad, obiecując sobie, że kiedyś na pewno zrobię to nieszczęsne kimchi i będę je mieć zawsze pod ręką. Obiecuję, ale nigdy tego nie robię.
Z pomocą przybył mi jirosan.pl, dzięki któremu na mój stół trafiło świeżutkie, jeżeli można tak powiedzieć o marynowanej kapuście, kimchi.
Jak pewnie część z Was wie, kimchi jest tradycyjnym daniem koreańskim, w którego skład wchodzą marynowane warzywa, zazwyczaj bazę stanowi kapusta, ale może być to też na przykład rzepa czy ogórek. Kimchi JiroSan w 70% składa się z kapusty pekińskiej i bazuje na starym rodzinnym przepisie Joe Jeongje, przyjaciela właścicieli.
Czy mi smakuje? Tak. Czy posmakuje wszystkim? Nie. Zrobiłam rodzinny test i reakcje były skrajne. Ja jestem zadowolona, ale wśród testerów były zdecydowane głosy na nie, umiarkowana aprobata, ale również zdecydowane tak, kończące się wyjedzeniem połowy słoiczka. Jedząc je na początku byłam trochę zaskoczona, niby kimchi, ale jednak w smaku trochę inne niż te, które jadałam, takie bardziej... polskie. Polska kapusta kiszona zrobiona w wersji na ostro z dużą ilością chili.
Sklep oferuje jeszcze dwa inne rodzaje kimchi- Kimchi Vege i Ogórki Kimchi, więc je też zamierzam sprawdzić, być może podpasują moim rodzinnym przeciwnikom standardowej wersji.
W moje ręce trafił też jeszcze jeden produkt od JiroSan - herbata Jujube z miodem Ottogi, chociaż herbatą zdecydowanie nie jest, w składzie nie ma jej ani grama. Jak nazwa wskazuje jej bazę stanowią owoce jujuba (głożyna pospolita/daktyl chiński) oraz miód, a sam produkt ma konsystencję delikatnej konfitury. Jak określić ją jednym słowem... pyszna! Takie "herbatki" pijałam już wcześniej w Korei, ale wybierałam bardziej oczywiste połączenia- miód i cytryna, miód i imbir, a okazuje się, że niepozorne chińskie daktyle też są przepyszne. Dodatkowo kiedy przeczytałam jak zdrowe są, jujuba stała się moim codziennym początkiem dnia (i to nie tylko w kubku, wylądowała też kilka razy na kanapce ;) ). Owoce głożyny są świetne dla osób przemęczonych i o niskiej odporności, czyli idealnie nadają się na naszą w tym momencie niezdecydowaną zimę i ciągłe zmiany temperatur. Daktyl chiński poprawia pracę wątroby i serca, oczyszcza organizm z toksyn, poprawia wygląd skóry, wzmacnia kości... w skrócie po prostu jest zdrowy, a przy tym smaczny.
To TA kanapka z herbatą ;) |
Jestem naprawdę zadowolona ze znalezienia JiroSana w odmętach internetu. Poza kimchi i herbatą, mają w ofercie wiele innych produktów kuchni azjatyckiej, w większości koreańskie, więc pewnie nie raz będę ich gościem. A Wam czego brakuje z azjatyckich przysmaków w osiedlowych sklepach?
O, kimchi ze składu wygląda pysznie. Ciekawe czy "azjatycki" w mojej okolicy ma ;]
OdpowiedzUsuńZawsze jest opcja zakupów przez internet ;)
UsuńHaha mój pierwszy raz, gdy próbowałam kimchi był naprawdę zabawny. Przyjaciele z Korei uznali, że kimchi NIE jest pikantne, stąd też wzięłam dość sporą porcję... no i się zaczęło ;D Jak dla mnie jest bardzo pikantne i ciężkie na mój żołądek. Jednak im dłużej przebywam w Korei, tym szybciej przyzwyczajam się do pikantnych potraw ;)
OdpowiedzUsuńZnam ten ból :D może akurat nie z kimchi, ale kilka razy nadziałam się na inne strasznie ostre koreańskie dania i nawet litry wody nie pomagały :D ale tak jak mówisz, ćwiczenie czyni mistrza i do ostrego też da się przyzwyczaić.
UsuńTa herbata brzmi bardzo ciekawie, chyba się kiedyś skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa kimchi pierwszy raz spróbowałam w zupie, ale tak mi zasmakowało (mi i mojemu chłopakowi), że postanowiliśmy zakupić przez internet 8 kg :D niestety jedno opakowanie to 28 zł, więc wczoraj w desperackiej potrzebie zjedzenia kimchi o 21 pojechaliśmy po baniak do kiszenia i czekamy na pierwsze kimchi :D jak dobrze pójdzie to będzie własne 7 kg. Omnomnom. Mi brakuje natomiast marynowanych alg ;((
OdpowiedzUsuńPodziwiamy za determinację! :D I trzymamy kciuki żeby wyszło pyszne, 7kg to jest to :)
UsuńTak, algi to problem. Samemu w polskich warunkach nie ma jak zrobić, więc zostają tylko kupne...