12/09/2016 11:43:00 AM

Korponoc - filmowa noc ludzi pracy / Festiwal Filmowy Pięć Smaków

Polskim korporacjom, nawet polskim oddziałom zagranicznych korporacji, jeszcze daleko do stylu pracy Azjatów, ale już coraz częściej możemy czytać o korposzczurach, Mordorze na Domaniewskiej czy ludziach, którzy psychicznie nie wyrabiają, rzucają wszystko i jadą w Bieszczady. Jako osoba, która 7 lat spędziła w Mordorze na Domaniewskiej, pracując dla amerykańskiej korporacji, wiedziałam, że nie może mnie zabraknąć na Festiwalowej korponocy. 

Wraz z koleżanką z pracy (też po traumie w korpo) postanowiłyśmy najpierw nabrać energii wykorzystując zniżkę we współpracujących z festiwalem restauracjach i pójść na obiad do WI-TAJ; wietnamsko- tajskiej restauracji znajdującej się przy Placu Konstytucji.

Będąc już pod kinem przypomniało się nam, że w końcu zapomniałyśmy powiedzieć, że mamy zniżkę, ale i tak było warto. Do WI-TAJ będziemy wracać :)

Do kina Muranów, w którym odbywał się maraton, dotarłyśmy 10 minut przed początkiem pierwszego filmu, ale całkiem przypadkiem udało nam się zająć dobre miejsca. Wydawało mi się, że trzy filmy to może być za dużo, ale ich dobór był bardzo dobry. Mocne uderzenie, później coś bardziej do myślenia i na koniec wielki koreański hit, który nie pozwolił nam zasnąć i podtrzymał zainteresowanie publiczności.

ATAK SERCA / Heart Attack, Tajlandia 2015, 124'

Czas to pieniądz, życie to praca, sen to fanaberia, a organizm może przecież składać się w 70% z kofeiny (pozostałe 30 to tanie żarcie z kiosku na najbliższym skrzyżowaniu). Yoon to mistrz Photoshopa, pogromca dedlajnów i kandydat do kontraktu dekady, dającego szansę na pracę dla japońskiego kontrahenta. Jedyne co przeszkadza ambitnemu retuszerowi, to dokuczliwa wysypka, której nie da się pozbyć z własnej skóry jednym kliknięciem myszki. Kiedy zdecyduje się w końcu wybrać do lekarza, za drzwiami gabinetu spotka uroczą, lecz zasadniczą dermatolożkę, która postawi przed nim najtrudniejsze zadanie: odpoczynek. (opis z festiwalowej www)


Nasz faworyt! Bardzo podobały mi się wnętrza, gra aktorska i to jak dobrze zostały zobrazowane rozterki freelancera. Z wywiadu z reżyserem, który odbył się po projekcji, dowiedzieliśmy, że zdecydowano się na profesjonalnego aktora, który potrafił oddać zmienność emocji granej przez niego postaci. Zasłużenie jest nagradzany, wszystkie emocje były czytelne i czułam, że wiem dlaczego przeżywa tyle problemów i mimo, że zachowywał się czasami dziwnie, jego argumentacja była uzasadniona. Taki jest freelance, trzeba brać co dają, bo można wypaść z rynku. Mimo poważnego problemu film został nakręcony z przymrużeniem oka, jest narracja, ciekawe wstawki, przejścia oraz czarny humor, który doprowadzał do śmiechu całą salę. Zdecydowanie polecam.

MIŁOŚĆ ZA STO JENÓW / 100 Yen Love, Japonia 2014, 113'

Ichiko: przypadek beznadziejny. Trzydziestodwulatka bez perspektyw na przyszłość, gnieżdżąca się z rodzicami w niewielkiej klitce, od czasu do czasu wypełzająca na światło dzienne w niezmiennie poplamionych i powyciąganych ubraniach. Kiedy do rodzinnego domu wprowadza się z synkiem rozwodząca się siostra, konflikt jest nieunikniony. Żeby móc mieszkać samodzielnie, Ichiko zatrudnia się w sklepie "Wszystko za 100 jenów"; jak się okazuje, w pobliżu znajduje się klub, w którym trenuje całkiem przystojny bokser. Film Masaharu Take, wielki przebój kina niezależnego i japoński kandydat do Oscara, to przejmująca opowieść o boksowaniu się z życiem i nieoczekiwanie odkrytej woli walki.

W tym filmie najbardziej podobał mi się klimat. Japonia, którą już poznałam i  codzienność, która nadal wydaje mi się bardzo orientalna. Ładne ujęcia są dużym plusem tej produkcji, ale były momenty gdzie miałam uwagi do montażu, długości pewnych scen lub kolejności przedstawiania zdarzeń. Film był dobry, ale jeśli miałabym dokonać wyboru, to ten podobał mi się najmniej. Zakończenie do zmiany (:D), ale rozumiem zamysł. Może za bardzo niszowe jak na moje gusta?

Po tym filmie odbyła się dłuższa przerwa, podczas której zaproponowano nam poczęstunek. Sushi rolls, makaron i napoje. Udało nam się załapać na pyszne sushi <3


Ostatni film to Koreański Train to Busan, na który czekałam bardzo długo. Gong Yoo Oppa jest z Busanu i ma tam rodzinę, więc pewnie jechał kilka razy tym pociągiem :D Nie czytałam wiele o tym filmie, chciałam mieć niespodziankę i powiem Wam, że się udało, byłam zaskoczona.

TRAIN TO BUSAN / Korea Płd 2016, 118'

Seok Woo jest przepracowanym, egoistycznym managerem w dużej seulskiej korporacji. Odeszła od niego żona i nawet córeczka nie chce z nim spędzić swoich urodzin – woli jechać do mamy do portowego Pusanu. Seok Woo nieoczekiwanie postanawia zawieźć ją tam osobiście. Wsiadają do szybkiego pociągu KTX, dumy Korei, i ruszają w drogę na południe.


Tymczasem ludzie wokół zaczynają się dziwnie zachowywać – wiele wskazuje na to, że w kraju wybuchła wyjątkowo gwałtowna epidemia zombie. Świat szybko zamienia się w piekielny chaos, a kto się nie schowa dołącza do masy ożywionych trupów. Zarażone osobniki trafiają także do rozpędzonego pociągu, jazda będzie więc dramatyczną walką o przetrwanie i prawdziwym testem na człowieczeństwo.


 
Gong Yoo jest dobrym aktorem, grał wiele różnych postaci i ostatnio częściej go widać w poważnych filmach niż ckliwych dramach (chociaż jego nowa drama pobije chyba wszystkie rekordy popularności - polecam. Goblin), ale nie widziałam w nim egoistycznego managera tylko zagubionego Oppę. Jego bohater przechodzi przemianę i oczywiście jest pozytywną postacią, ale pokazanie tej zmiany było istotne, bo to praca zrobiła z niego taką egoistyczną osobę.

Film jest na poważnie, ale nas (i część publiczności) trochę śmieszył, bo jednak zombiaki? w Korei? :D Był poruszający i przyznaje się, płakałam, ale to film w stylu koreańskiego show biznesu, robi wrażenie i składa się ze scen, które mają wywrzeć określoną reakcję.

Na zakończenie kupiłyśmy sobie festiwalowe torby i nawet teraz gdy widzę kogoś z jakimś gadżetem z małpą to czuję nić porozumienia :D


Jak zwykle organizatorzy stanęli na wysokości zadania, z roku na rok jest coraz lepiej, filmy są dobrze dobrane, a różnorodność propozycji pozwala trafić do coraz szerszej publiczności. Nawet osoby nie zainteresowane Azją trafiły na filmy, koncerty lub dyskusje. Z wielu stron dostawałam informacje o festiwalu ("A wiesz, że jest taki azjatycki festiwal?" :D) i nie były to tylko osoby interesujące się kinem lub kulturą Azji.

Dziękujemy i czekamy na następną edycję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger