10/28/2017 08:57:00 AM

„Hity ostatnich lat” na WKFF

„Hity ostatnich lat” na WKFF


Dziś zapraszamy Was na gościnny post Krzysztofa Karnkowskiego z Czarnowłose zjawy i ich nawiedzone telefony (warto do niego zajrzeć jeżeli szukacie dobrych recenzji koreańskiego, i nie tylko, kina) na temat sekcji "Hity ostatnich lat" na zbliżającym się Warsaw Korean Film Festival (7-13 listopada, Kino Kultura).

Miłego czytania! Dajcie znać w komentarzach czy widzieliście któreś z tych filmów i czy wybieracie się na festiwal.

***




Hity ostatnich lat” na WKFF

W listopadzie po raz trzeci odbędzie się Warsaw Korean Film Festival. Po raz pierwszy seanse nie będą darmowe. Choć filmów na liście sporo, niestety dość skromnie (choć całkiem ciekawie, o czym za chwilę) wypada sekcja „Hity ostatnich lat”. Szkoda o tyle, że dobrych filmów po drodze pojawiło się przecież bardzo dużo, a nawet te, które zapowiadane były hucznie, jako szykowane do polskiej dystrybucji, z reguły znikały gdzieś w niszowych kinach i nieprzyjaznych godzinach. Ot, taki „Lament”, w Warszawie zagrany był tylko w jednym kinie, za to aż dwa razy. „Gra cieni” podobnie. Nie ma się co oszukiwać, sytuacja fana koreańskich filmów, chcącego obejrzeć coś na legalu i w kinie, jest ciągle nie do pozazdroszczenia. Festiwale sytuację oczywiście trochę poprawiają, ale apetyty są ogromne, a oferta cały czas skromna.

Co więc zobaczymy w przeglądzie kinowych przebojów? Tylko cztery filmy – „Prawda jest inna” (tytuł międzynarodowy „The truth beneath”); „Miłość i kłamstwa” („Love, lies”), „Panią zło” (The Villainess”), wreszcie „Tunel” („The Tunnel”). Nie zobaczymy natomiast „Taksówkarza”, choć spodziewać można się go było po zobaczeniu pierwszej wersji plakatu, z której patrzył na nas odgrywający tytułową rolę Kang Ho-song. Szkoda, ale może innym razem.

Każdy z prezentowanej czwórki obraz reprezentuje jakieś szersze zjawisko, bądź nurt w koreańskim kinie. „Miłość i kłamstwa” (reż. Park Heung-sik) to komercyjny i melodramatyczny odprysk mody na pokazywanie na ekranie wydarzeń, związanych z japońską okupacją Korei i jej konsekwencjami dla mieszkańców. Polscy widzowie mogli zobaczyć dotąd na ekranach przede wszystkim atrakcyjne, sensacyjne i spektakularne obrazy umieszczone w realiach koreańskiej walki narodowo-wyzwoleńczej („Assassination”, „Age of Shadows”, kilka lat wcześniej – „Dobry, zły i zakręcony”). W Korei pojawił się też głośny dramat społeczny „Spirit’s homecoming”, lecz czasy japońskiej okupacji mogły stworzyć nawet ciekawe tło do horroru, jak stało się w przypadku „Silenced” (nie mylić ze starszym filmem pod tym samym tytułem, opowiadającym o zmowie milczenia wokół przypadków pedofilii). Mamy wreszcie dwa filmy oparte na faktach – smutną historię więzionej przez Japończyków, doprowadzonej do szaleństwa księżniczki Deokhye, opowiedzianą w „Last Princess” i „Anarchist from Colony”, opowiadającej, zgodnie z tytułem, o przywódcy działających w Japonii koreańskich anarchistów i jego procesie sądowym, który wymknął się spod kontroli. „Miłość i kłamstwa”, na ile udało mi się zorientować w tekstach autorów obeznanych z tematem, od realiów historycznych jest raczej odległy. Historia dwóch przyjaciółek (Han Hyo-joo, Chun Woo-hee), rywalizujących ze sobą o względy mężczyzny (Yoo Yeon-seok), mogącego ułatwić karierę tylko jednej z nich, z wielką polityką w tle, ogląda się jednak dobrze, w czym pomagają atrakcyjne zdjęcia i obsada, a także spora dawka stylowej muzyki z epoki. Ciekawy jest też obraz przemysłu muzycznego sprzed kilkudziesięciu lat, w którym odnajdziemy wszystkie ciemne strony dzisiejszych fabryk k-popu.


„Prawda jest inna” (reż. Lee Kyoung-mi) z pozoru może wydawać się thrillerem politycznym – zawiązanie akcji to zniknięcie córki kandydata na ważne stanowisko, tropy zdają się prowadzić do konkurencji… Cóż, prawda jest inna. Dowiemy się, wraz z poszukującą córki i logicznego wyjaśnienia co się właściwie wydarzyło, matką (Son Ye-jin), co naprawdę działo się w szkole, a także wszędzie indziej, oczywiście za jej plecami. Razem z nią będziemy pomału osuwać się w szaleństwo, by na koniec odkryć jeszcze bardziej okrutną tajemnicę. To chyba najtrudniejszy z całej czwórki film, zarazem jednak bardzo dobry i doceniony przez krytykę.


Trzeci seans w ramach prezentowanych polskiej publiczności hitów, będzie prawdopodobnie największym wydarzeniem. „The Villainess” to film, w którym jest wszystko, co chcą w koreańskiej produkcji znaleźć fani „Trylogii zemsty” Park Chan-wooka, nie znający poza tym oferty koreańskiej kinematografii. Wybranie na polski tytuł nawiązującego do jego filmu tytułu „Pani Zło” pokazuje, że taki właśnie jest pomysł na promocję filmu Jung Byung-gila. Głębokie i intensywne barwy, atrakcyjne, wyestetyzowane, a zarazem ekstremalne ujęcia przemocy – co więcej, chwilami naprawdę nowatorskie, kilku rzeczy jeszcze nie widzieliśmy! – jest tu wszystko, spięte niszczącą zemstą młodej i atrakcyjnej bohaterki (Kim Ok-bin) i jej walką z tajemniczym przeciwnikiem, którego intencji bardzo długo nie znamy. Fabuła jest tu tak naprawdę pretekstowa, dziewczyna musi dostać jakiś powód, by się mścić, jakoś trzeba też uzasadnić kolejne intrygujące miejsca i pojawiające się w nich postacie, ale nie oszukujmy się, nie o fabułę tu chodzi.


Ostatni film, który zobaczymy na festiwalu, to „Tunel” Kim Seong-Huna. Katastrofa promu Sewol według opinii publicznej nie została w pełni wyjaśniona, a co więcej, pokazała bardzo wiele patologii koreańskiego społeczeństwa. Odpowiedzią kina była seria filmów, pokazujących Koreę Południową jako piekło korupcji, na co nałożyła się jeszcze narastająca atmosfera upadku skompromitowanej prezydent Park Geun-hye. Duch tej degrengolady łączy takie dzieła jak opowiadający o wymiarze sprawiedliwości „The King”, pokazujący piramidę finansową w stylu naszego Amber Gold „Master”, oraz dwa filmy katastroficzne – „Pandorę” o awarii w elektrowni atomowej i „Tunel” właśnie. „Tunel” to klaustrofobiczna historia kierowcy, przysypanego zwaloną na niego potężną górą (Ha Jung-woo) oraz jego żony (Bae Doo-na), próbującej przebić się przez równie potężne zwały obojętności, korupcji i propagandy. Uwaga – ten „Tunel” nie ma nic wspólnego ani z popularnym serialem pod tym samym tytułem, ani mniej znanym, ale całkiem udanym horrorem „Tunnel 3D” sprzed kilku lat.


Na koniec trzeba wspomnieć o „Taksówkarzu” Jang Hoona, którego, nie wiedzieć czemu, ostatecznie nie zobaczymy. To wstrząsający, z rozmachem zrealizowany film, którego tłem jest jeden z bardziej ponurych epizodów historii najnowszej Korei, masakra w Kwangju w 1980 roku. W 1980 roku doszło tam do protestów, brutalnie stłumionych przez wojsko. Według różnych źródeł zginąć mogło od 200 do nawet 2000 osób. Od władzy odsunięty został urzędujący wówczas prezydent Choi, który próbował złagodzić trochę ówczesny reżim, zastąpił go zaś twardogłowy wojskowy Chun, rządzący do 1987. Mogliśmy już trochę poznać ten temat, również pod kątem ciekawego dla polskiego widza wątku nierozliczenia sprawców w filmie „26 lat”. „Taksówkarz” oparty jest na autentycznej historii niemieckiego dziennikarza, który dostaje się do zablokowanego przez armię miasta, pakuje się w sam środek masakry, po czym ujawnia światu niewygodną dla władz prawdę. Tytułowy bohater to zaś zwykły, nieinteresujący się polityką kierowca taksówki z Seulu, który podstępem pozbawia innego kolegi na pozór intratnego zlecenia i w ten sposób trafia w sam środek piekła. Dla niego, patrioty, a zarazem naiwnego konsumenta rządowej propagandy, zupełnie niepojętego. Co ciekawe, Kang-ho Song powtarza tu w pewnym sensie swoją rolę z „The Attorney”, w którym droga adwokata – sympatycznego cwaniaka, do stania się czołowym obrońcą w procesie politycznym, a w konsekwencji prezydentem demokratycznej już Korei, była bardzo podobna. „Taksówkarz” nie jest przy tym wyłącznie ponurym dramatem, do pewnego momentu ma w sobie coś z komedii sytuacyjnej, zaś później, gdy groza narasta, jest bardzo widowiskowy. Scena, taka jak pościg wojskowych gazików i taksówek to marzenie każdego reżysera sensacji. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja zobaczyć to w kinie, z drugiej strony, skoro nie zadbał o to żaden z tegorocznych festiwali, może być różnie. Tymczasem przed nami cztery opisane wyżej filmy i kilka innych, zebranych w bloki tematyczne. Do zobaczenia w kinie Kultura.

10/20/2017 07:45:00 AM

Cafe Crystal

Cafe Crystal
I jest. Na mapie Warszawy pojawił się nowy lokal- Cafe Crystal, czyli kawiarnia z tradycyjnymi koreańskimi deserami. Serwowane jest tu bingsu (빙수), dosłownie kruszony lód/śnieżny puch i to właśnie jest gwiazda Cafe Crystal, którego nazwa ma się kojarzyć z kryształkami śniegu.


Podpytana przez nas właścicielka powiedziała, że Koreańczycy uwielbiają bingsu i jedzą je na okrągło, a teraz chcą przedstawić Polakom te przepyszne desery i są przekonani, że ludzie je polubią.

Coś w tym jest. Nasze podróże do Korei obowiązkowo wiążą się z bingsu, które nadaje się też świetnie na tort urodzinowy, ale to już historia na inny post ;)

W kawiarni znajduje się specjalna, sprowadzona z Korei, maszyna do deserów. Lody są lekkie, mają właśnie taką konsystencję śniegu. Ich bazą jest mleko, a dzięki temu, że nie są tak zbite jak zwyczajne lody są zdecydowanie mniej kaloryczne i zawierają mniej tłuszczu niż desery na śmietanie.



Po tym krótkim wprowadzeniu czas na recenzję lokalu. Szczegóły tego na jakiej zasadzie oceniamy restauracje znajdziecie TUTAJ.

Zacznijmy od ogólnego pierwszego wrażenia, które jest wyjątkowo pozytywne. Kawiarnia jest przestronna, świeża, ładnie urządzona. Duży plus za wysokie sufity, lubię takie wnętrza. 



Kolejnym ważnym komponentem jest obsługa. Bariści są mili i zorientowani w menu. Kiedy tam byłyśmy nie było dużego ruchu, więc nie czekałyśmy długo na zamówienie, ale sprawdzimy też lokal w godzinach szczytu, żeby zobaczyć czy obsługa jest wtedy tak samo sprawna.

Czas na ocenę jedzenia, czyli tego o co nam wszystkim chodzi. Poza dużym wyborem kaw i herbat na chwilę obecną w menu jest 5 rodzajów bingsu oraz ciasta i kanapki.



Estetyka podania na piątkę. Jemy oczyma, a te desery zdecydowanie chce się jeść.



Do tego dochodzi element zabawy. Kawiarnia posiada maszynę do "drukowania" zdjęć na kawie latte. Chociaż z drugiej strony to dość specyficzne wrażenie pić napój ze swoją twarzą.

Dumny barista  ze swoją kawą

A smak? Pycha! Próbowałyśmy bingsu z truskawką i z sernikiem i oba desery były smaczne. W kolejce czekają jeszcze do wypróbowania oreo, tiramisu i jogurtowe z aronią.



Ceny są umiarkowane. Małe bingsu kosztuje 18zł i ta mała porcja spokojnie starcza na dwie osoby, duże to koszt 32 zł. Ceny kaw i herbat wahają się w granicach 6-14zł.

Na ile ocenia lokal Oppa? Rzadko się to zdarza, ale w tym wypadku dajemy 4.5/5. Wystrój, obsługa, ceny i menu są dobre. Jest smacznie, atmosfera jest przyjemna, na pewno będziemy odwiedzać to miejsce w przyszłości. Czemu w takim razie nie 5/5? Na zachętę, bo zdecydowanie chcemy więcej smaków bingsu!


Informacje praktyczne:

  • Adres: ulica Nowogrodzka 22, 00-511 Warszawa
  • Godziny otwarcia: 07:00-23:00 (od pon. do niedz.)
  • Strona internetowa: Facebook- Cafe Crystal


Ocena Oppy:


*zdjęcia dzięki uprzejmości Cafe Crystal

10/16/2017 12:31:00 PM

Górski spacer

Górski spacer
Późnojesienny poranek. Z ust wydobywają się obłoczki pary, zacieram ręce w za cienkich rękawiczkach i głębiej naciągam czapkę. Przed chwilą wysiadłam z prawie pustego autobusu u stóp góry.


Dokładnie przede mną piętrzą się monumentalne szczyty, których pofałdowane zbocza odbijają pierwsze promienie słońca. Mijam staruszkę, która już kilka godzin temu przyjechała tu ze swoim małym wózeczkiem i sprzedaje pieczone kasztany. Zamiast do niej, podchodzę do kolejnego straganu i kupuję pięć małych rybek wypełnionych nadzieniem z czerwonej fasoli. Jeszcze przez chwilę maszeruję słoneczną drogą, ale zaraz skręcam między drzewa.


Las jest cichy i spokojny. Żadnych ludzi i hałasu. Powoli wspinam się coraz wyżej podziwiając prześwitujące między koronami drzew góry. Drogę przebiega mi wiewiórka, gdzieś wysoko słyszę nieśmiałe trele ptaków. W oddali między sosnami widzę drewniane dachy. Zbliżam się do świątyni.



Staję przed drewnianą bramą i z zadartą głową podziwiam niesamowite detale. Na tle czerwieni i zieleni desek rosną kwiaty lotosu i bambusy, latają żurawie i mityczne bestie. Przekraczam symboliczną bramę i wkraczam na teren Buddy. 



Wciąż jestem w lesie, ale jest jakby inaczej. Na poboczach drogi pojawiają się małe stosy kamieni, wota wiernych o pomyślność i szczęście. Docieram do zabudowań. Przy wejściu witają mnie czterej Niebiańscy Królowie, widzący i karzący za wszelkie zło, strzegą świątyni przed demonami. Ich wykrzywione grymasem złości twarze i barwne szaty przywodzą mi na myśl dawno czytane bajki.



Wchodzę na teren świątyni i doświadczam kolejnego magicznego momentu. Stojąc samotnie pośrodku pustego placu czuję, że znalazłam się w innym świecie. Bez ludzi, dźwięków, ciągłego pędu. Powoli wędruję między pawilonami. Jest tu pusto i spokojnie, zupełnie inaczej niż w popularnych świątyniach w centrum miasta, zawsze pełnych turystów i wiernych. Nieniepokojona przez nikogo z bliska oglądam wszystkie zabudowania. W głównej sali modlitewnej podziwiam spokojnego Buddę Sakyamuni, kawałek dalej mijam kwatery mnichów.



Żałuję, że muszę wracać. Za kilka godzin znowu znajdę się w centrum miasta. Seul otoczy mnie swoimi hałasami i kolorami. Jednak wtapiając się w wiecznie pędzący tłum, cały czas będę myślami przy tej małej górskiej świątyni, przesiąkniętej wonią kadzideł i wypełnionej rytmicznymi modlitwami.

10/03/2017 05:21:00 PM

Romantyczne dramy - TOP 10 / Lista czytelników.

Romantyczne dramy - TOP 10 / Lista czytelników.
Oglądaliście jakąś koreańską dramę, która nie była romantyczna? Aby nie było chociaż jednego wątku dotyczącego miłości, wzruszeń, pierwszej ukochanej lub niespełnionych obietnic? Ciężko taką znaleźć, bo koreańskie dramy ogląda się często właśnie dla tej całej uroczej romantyczności. Ja lubię w nich przede wszystkim to, że cała historia mieści się zwykle w 16 odcinkach, nie ma zbędnego przynudzania, miliona wątków pobocznych, a scenarzyści nie wymyślają aż tak wielu serii, że aktorzy błagają aby ich uśmiercić. Oczywiście poziom abstrakcji jest dosyć wysoki, ale dobre aktorstwo pozwala uwierzyć w każdą, nawet najbardziej dziwną, historię. Bywają też kiepskie dramy, historie, których nie udało się opowiedzieć przekonywająco, "aktorzy", którzy jednak powinni skupić się na śpiewaniu lub modelingu lub po prostu brak chemii między głównymi bohaterami.

Mój poprzedni post, TOP 5 romantycznych dram, ma prawie 3 lata. Dramy, które tam opisałam są oczywiście romantyczne, ale niestety już nie TOP 5. Postanowiłam poprosić Was o udział w ankiecie gdzie mogliście wybrać dwie najbardziej romantyczne dramy z listy ponad 30 pozycji lub wpisać własną odpowiedź. Ankieta jest już zamknięta, wzięło w niej udział wiele osób, ale do rankingu trafiły głosy pierwszych 100. Nie jestem zaskoczona Waszym wyborem chociaż nie pokrywa się z moimi prywatnym rankingiem. Nie chodzi nawet o kolejność ale na liście brakuje kilku dram, które u mnie znajdują się wysoko. Moja prywatna lista na pewno jeszcze się na blogu pojawi.

Poniżej Wasza lista. Większość dram jest nowych, ale są też oczywiście hity z przeszłości.

10. The Master's Sun (2013)

Numer 10 to Master's Sun! Drama, która była w moim TOP 5 i na pewno jest w TOP 10. Główna bohaterka Tae Gong Shil widzi duchy, które jak na romantyczny dramaland są na prawdę przerażające. Dzięki cudownym zbiegom okoliczności duchy znikają gdy Gong Shil dotyka Joo Joong Won, głównego męskiego bohatera. Przypadkowo jest bardzo bogaty, wysoki, przystojny i ma cudowny głos. Ech So Ji Sub <3 Jak się domyślacie jest dużo cudownych scen. Joong Won, główny bohater, na początku praktycznie ją wykorzystuje. W zamian za możliwość dotykania go gdy pojawiają się duchy, ona musi pomagać mu w biznesie i załatwiać sprawy z duchami. Oczywiście z biegiem czasu Joong Won staje się najbardziej romantycznym kolesiem jakiego widział ten świat i kwestia obecności tej dramy w zestawieniu okazuje się bardziej niż uzasadniona. Polecam też OST: link.



9. Secret Garden (2010) 

Najstarsza drama w zestawieniu i moja druga drama ever. Dodatkowo Hyun Bin był moim biasem przez baaaardzo długi czas, więc jest sentyment. Tutaj znów mamy mega bogatego kolesia i biedną dziewczynę. Secret Garden to klasyka gatunku, dochodzi do zamiany ciał, co później wykorzystano w wielu innych dramach. Tak, tak, dobrze czytacie :D Jest też dużo śmiechu, kultowych scen oraz standardowo: zarozumiały i naburmuszony bogacz zamienia się we wrażliwego romantyka.


Drama ma już ponad 7 lat i ciężko się ją ogląda, bywa śmieszna i na pewno jest romantyczna, ale to coś w stylu oglądania serialu z lat 90. Trochę nostalgii i śmiechu, ale nie wydaje się już tak realna i wciągająca jak te 7 lat temu. Polecam przeróbkę w wykonaniu Big Bang: link.


8. Healer (2014)

Drama, od której zaczęła się moja miłość do Ji Chang Wooka. Postać którą gra to tzw. chłopiec na posyłki (po polsku słabo brzmi :D), który załatwia wszystko poza zabijaniem. Oczywiście jest i piękna niewiasta, Park Min Young, z którą łączy go przeszłość. W dramie jest dużo akcji, całość trzyma w napięciu, ale jest też pełna romantycznych scen, które aż chce się oglądać kilka razy z rzędu. 


Główny bohater działa pod przykrywką, więc podaje się za kogoś innego i zaczyna pracować z Chae Yeong Shin aby mieć ją na oku. Próbuje ją poderwać, ale ona coś czuje do Healera...ha HA HAAA! 

Ji Chang Wook 4 ever <3 



Przyznam się szczerze, że byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej dramy. Modelka/aktorka, która jest podejrzewana o anoreksję w roli nastolatki podnoszącej ciężary? No nie wiem. Co mnie przekonało? Byłam chora i nie miałam czego oglądać, drama była tuż po emisji, więc mogłam zrobić maraton i w 2 dni obejrzeć wszystkie 16 odcinków. 

Mam wrażenie, że ubierano ją w wiele warstw ubrań aby nie wygląda na zbyt szczupłą. Grała też momentami taką lekko niemądrą, ale całość wyszła bardzo dobrze. Przekonała mnie ta kreacja i nie miałam problemu z tym, że mogła to zagrać grubsza aktorka.


Główny bohater męski to tez model/aktor, Nam Joo Hyuk. Aktorsko niestety nie jest najlepszy (moim zdaniem The Bride od Habaek to tragedia), ale tutaj mu się udało bo chyba po prostu był sobą. Zabawny, wysportowany i przystojny. Do tego podczas kręcenia dramy między aktorami zrodziła się miłość (już się rozstali), więc ich wspólne sceny są bardzo przekonujące. 


Fabuły praktycznie rzecz biorąc nie ma, jak dla mnie to taka typowo romantyczna drama gdzie wszystko inne jest tłem do relacji głównych bohaterów. Tu mamy rozgrywki sportowe, nastoletnie oraz rodzinne problemy.


6. Oh My Venus (2015)

Kolejna drama z So Ji Subem i kolejna, która znalazłaby się również w moim zestawieniu. Mam już swoje lata (ekhem), więc wolę te dramy w których są dorośli, pracujący ludzie. Tutaj mamy 33 letnią prawniczkę i trenera gwiazd. Jest to drama w której wątek miłosny jest najważniejszy, a pozostałe rzeczy dzieją się w tle. Problemy z akceptacją siebie, wagą, jedzeniem i odchudzaniem. Główna bohaterka ma lekką nadwagę, ale podoba mi się, że nie na tym drama się skupia. To co jest ważne i nad czym pracują to jej zdrowie, aby mieć dobre wyniki powinna schudnąć i lepiej się odżywiać. 


Przemiana nie jest duża, ale widoczna. Kolejny plus to pokazanie, że bohater grany przez So Ji Suba zakochuje się w Kang Joo Eun jeszcze jak jest "gruba". Nie dość, że ona zaczyna podobać mu się na początku dramy to jeszcze przesłanie zostało wzmocnione. Wygląd nie jest najważniejszy, trzeba dbać o zdrowie. Liczy się wnętrze. Wydaje mi się, że takie przesłanie, zwłaszcza w Korei, jest ważne. (biorąc pod uwagę takie tragiczne dramy jak np: Birth of a Beauty, gdzie główny bohater zakochuje się a bohaterce dopiero jak ta schudła i przeszła szereg operacji oraz była grana przez dwie różne aktorki. Masakra!) 


5. Kill Me, Heal Me (2015)

Kill Me, Heal Me obejrzałam dzięki Wam :) Dwa razy podchodziłam do tej dramy, ale fabuła wydawała mi się za dziwna i nie byłam w stanie jej dokończyć. Gdy trafiła do tego zestawienia w końcu się zmobilizowałam i jak siadłam to tak obejrzałam. Maraton dramowy <3


Bałam się, że nie uda się zrobić tej dramy na poważenie. Facet mający różne osobowości, a jedna z nich to nastolatka? Brzmi absurdalnie, ale jednak się udało i wszystko było prawdziwe, przejmujące i bardzo dobrze zagrane. Cha Do Hyeon posiada siedem różnych osobowości co jest skutkiem traumatycznego przeżycia z dzieciństwa. Jego związek z główną bohaterką, Oh Ri Jin jest bardzo w stylu koreańskich dram, coś co w realnym świecie NIGDY by się nie wydarzyło, a jednak łzy z moich oczu były prawdziwe :d Polecam również OST.


4. Strong Woman Do Bong Soon (2017)

Drama, która i w moim rankingu jest bardzo wysoko. Do Bong Soon to drobna dziewuszka o nadprzyrodzonej sile, której nie może wykorzystywać dla własnych korzyści. Fabuła to głównie wątek miłosny, ale mamy dużo ciekawych pobocznych postaci. Uwielbiam sceny z "gangiem", który uważa Bong Soon za swoją liderkę, relacje dwóch facetów, którzy się w niej kochają, a nawet wątek jej rodziców były bardzo wciągające.


W dramie są  też wątki sensacyjne, ale całość to komedia i jest WIELE scen do śmiechu. Zdecydowanie drama na poprawę humoru. Ahn Min Hyuk dosyć szybko zakochuje się w Bong Soon, więc ilość romantycznych scen rośnie z odcinka na odcinek.



 
3. Descendants of the Sun (2016)

Dla wielu jedna z najlepszych dram ever, dla mnie taka sobie drama roku 2016. Oczywiście, że uwielbiam Song Jong Ki i cieszę się z prawdziwego ślubu głównych bohaterów, ale nigdy specjalnie nie przepadałam za Song Hye Kyo. Moim zdaniem postać, którą gra w tej dramie jest po prostu denerwująca. Nie rozumiem dlaczego Yoo Shi Jin od razu się w niej zakochał i nie rozumiem tego w jaki sposób ona na to reaguje. Przyznaję, że było sporo udanych scen, bardzo mi się podobało gdzie drama była kręcona, tematyka wojskowości też jest jedną z moich ulubionych, ale ogólnie 7/10. Broni się trochę druga para no i sam Song Jong Ki dobrze zagrał. Nie da się też odmówić chemii między dwojgiem głównych aktorów, w końcu ich miłość narodziła się na planie, ale sytuacje, które się tam dzieją wzbudzały we mnie co najwyżej powątpiewanie.





2. Moon Lovers: Scarlet Heart Ryeo (2016)

Jedyna drama na liście, której nie skończyłam oglądać. Niestety nie jestem fanką dram historycznych i nie udało mi się zmusić do obejrzenia wszystkich odcinków. Na szczęście team Oppy się uzupełnia i Daria obejrzała całą dramę.



"Moon Lovers" to adaptacja chińskiej dramy „Bu Bu Jing Xin”, która była swego czasu ogromnym hitem. Oczywiście jej koreański odpowiednik chciał ten sukces powtórzyć i mimo, że w Korei oglądalność miał średnią to zagraniczni fani autentycznie pokochali serial. Ja go oceniam średnio, powiedzmy 7/10.

Historia opiera się na motywie podróży w czasie. Główna bohaterka Go Ha Jin (IU) wpada do wody i przenosi się w czasy Goryeo. Początkowo mamy wiele zabawnych scen z przystosowywaniem się bohaterki do nowej rzeczywistości, romantyczny trójkąt, przystojnych książąt i dworskie intrygi. Pierwsza część dramy to stopniowy rozwój uczuć, jednak im dalej w las tym więcej krwi i śmierć większości bohaterów. I to właśnie ta druga część mnie zawiodła. Akcja zaczęła pędzić przeskakując po kilka lat, ważne dla historii sceny nie miały szansy odpowiednio wybrzmieć i robiono wszystko żeby jeszcze bardziej podkręcić dramat. Mimo to gra tam jeden z moich ulubionych aktorów, więc przemęczyłam się do końca. Lee Joon Gi jest aktorem dobrym i wkładał w rolę 100%, chociaż osobiście wolę go oglądać we współczesnych dramach, a już na pewno z obsadą pasującą mu wiekiem (lata lecą i nie da się wiecznie udawać 20-latka ;) ). Może wtedy romans między głównymi bohaterami byłby bardziej wiarygodny, bo uczucia widziałam tu tylko u Lee Joon Gi, natomiast IU bazowała głownie na robieniu zaskoczonych min.


1. Goblin (2017)

Miejsce nr 1 trafia w ręce GOBLINA. O tej dramie pisałam już TU



Uważam, że Goblin zasłużenie znajduje się na pierwszym miejscu, bo to na prawdę najbardziej romantyczna drama jaką znam. Nie jest to komedia, nie ma dużo trzymania się za rączki, ale uczucie dwojga głównych bohaterów jest ponadczasowe i bardzo poruszające. Przygotujcie się na płakanie, przygotujcie się na złamane serce i jeśli macie tak jak ja, to ciężko Wam będzie po tej dramie ochłonąć. OST jest wspaniały, zdecydowanie polecam. Głównie melancholijne piosenki, które jeszcze bardziej wyciskają łzy.



Można się pośmiać i bohaterowie mają szczęśliwe momenty, ale oglądając ciągle się czeka na zmianę nastroju i zdarzało mi się być w strachu, że zaraz coś się zepsuje. 

Obsada bardzo dobrze dobrana, role zagrane przekonująco, nie ma się do czego przeczepić.




------------------------

Dziękujemy za udział w ankiecie. Co sądzicie o tym rankingu? Czy znajdują się na nim wszystkie najbardziej romantyczne dramy? Ja bym kilka wymieniła na inne ;) Dajcie znać w komentarzach jakie były Wasze typy. 
Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger