Dlaczego piszę o Grecji na blogu o Korei? :D Powiązań na pewno trochę by się znalazło, ale niech moim powodem będzie koreańska restauracja DOSIRAK, którą odwiedziłam podczas tej krótkiej wycieczki. Na początku może krótko o Atenach i o tym co tam robiłam.
Gdy ma się znajomych rozsianych po świecie podróżowanie wydaje się łatwiejsze i tańsze niż wcześniej. Świat się kurczy, a ja mam wrażenie, że nigdzie nie jest za daleko i za drogo, więc tydzień w Atenach potraktowałam jak dłuższy wypad za miasto. Z bagażem podręcznym (bo tanimi lotami) i zapasem książek na czytniku byłam nastawiona głównie na odpoczynek i słońce.
Urocze uliczki, małe kawiarnie, mnóstwo zieleni i przesympatyczni (ale głośni) ludzie. Niestety za dużo gołębi i trochę jednak widoczny kryzys, ale i tak nic nie mogło zepsuć mojego wypoczynku.
Muszę jednak przyznać, że zwiedzając miasto utwierdzałam się tylko w
przekonaniu, że to Koreańczycy są moimi pokrewnymi duszami. Ateny są
piękne, ale zbyt głośne i trochę zaniedbane. Ogrom gołębi (których
panicznie się boję) sprawił, że nie mogłam pójść w każde miejsce bo moje
ścieżki były od nich zależne. Tona gołębi przed wejściem do kościoła?
Nie idę tam. Tona gołębi przed jakąś uliczką? Muszę to obejść :D
Nie byłabym jednak sobą gdybym nie szukała śladów Korei w każdym możliwym miejscu. Restaurację i jej lokalizację wyszukałam jeszcze w Polsce, ale mimo zaopatrzenia w mapkę trudno było mi ją znaleźć. Dotarłam do zbiegu ulic gdzie znajdowały się inne azjatyckie lokale: noodle, sushi, chińskie, japońskie, ale nigdzie koreańskiej. Już prawie się poddałam i usiadłam w japońskiej, ale zaporowe ceny mnie z niej wygoniły i gdy zrezygnowana szłam już w stronę zaprzyjaźnionej kawiarni w moje oczy rzucił się hangul.
Na zewnątrz siedział młody Koreańczyk z nogą na nodze i papierosem w ustach. Jego bose stopy w mokasynach od razu przypomniały mi przesadnie modnych koreańskich facetów. Później było jeszcze lepiej, w toalecie wisiały kartki z napisami (po koreańsku, angielsku i grecku) z informacją, że nie można wyrzucać papieru do WC (jak w Korei) i było to jedyne miejsce (poza menu i logo), w którym było coś napisane po koreańsku.
Zwykle idąc do restauracji czy kawiarni mówię sobie, że wezmę coś nowego i będę eksperymentowała, ale zwykle kończy się na ulubionych potrawach i smakach. Tak tez było tym razem i zamówiłam moje ulubione danie czyli bibimbap.
cr: facebookowa strona restauracji |
W menu było dużo pysznych potraw na które miałam ochotę, ale musiałam się oszczędzać bo na deser zaplanowałam lody o smaku zielonej herbaty, które restauracja również ma w swojej ofercie.
Bibimbap mnie nie rozczarował, ale niestety muszę przyznać, że wiele razy jadłam lepszy, nawet ten który zrobiłyśmy same mógłby z nim konkurować. Lody były wyśmienite, ale łączny rachunek w moim mniemaniu powinien być mniejszy przynajmniej o 3-4 euro (Nie dam już sobie niestety ręki odciąć, ale Bibimbap był po 12, a lody za 8 euro). Duży plus za szybką i koreańską obsługę.
Siedziałam podekscytowana, niegrzecznie bawiłam się koreańskimi pałeczkami i za pewne za bardzo wgapiałam w młodego Koreańczyka. Koleżanka namawiała mnie żebym coś do niego powiedziała po koreańsku, ale byłoby to zbyt dziwne :d Spokojnie zjadłyśmy i udałyśmy się na spacer, podczas którego moje myśli tak bardzo krążyły w okół Korei, że po powrocie do mieszkania obejrzałam ze 4 odcinki dramy (czego normalnie nie robię na urlopach).
Informacje praktyczne:
- Dojazd: Voulis 33, Syntagma, Ateny
- Ceny: Średnie, ale bliżej im do wysokich. Za pieniądze wydane tam na obiad w tańszych lokalach można się żywić przez kilka dni. Przykładowe ceny: Ton Katsu 9 euro, duże California Maki 14 euro, duża porcja Nigiri Sushi 20 euro (wydaje mi się, że typowo japońskie jedzenie było tańsze).
- Strona internetowa: Facebook
- Ciekawostki: na piętrze znajduje się zamknięta przestrzeń i można siedzieć na podłodze^^, w ofercie jest soju <3
Ocena Oppy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz