Nasi
stali czytelnicy już pewnie zdążyli zauważyć, że uwielbiamy
koreańskie jedzenie. Na blogu regularnie pojawiają się przepisy oraz polecane przez nas restauracje. Nic dziwnego zatem, że i ten
post będzie się odnosił do jedzenia.
Kiedy
kilka lat temu pierwszy raz pojechałam do Korei przez kilka tygodni
mieszkałam w Busanie- to portowe, drugie co do wielkości miasto
Korei Południowej. Wspominałyśmy o nim przy okazji postu Rosjanie, Koreańczycy i Teksas.
Wśród
większych i mniejszych atrakcji turystycznych nieodzownie pojawia
się Jagalchi Fish Market (부산 자갈치시장)- największy i najpopularniejszy targ rybny w Korei. Działa
od końca XIX wieku i odpowiada za sprzedaż 30-50% wszystkich
morskich specjałów w kraju. Znajdziecie tu setki ryb i owoców
morza; kraby, homary, ośmiornice, kalmary, płaszczki, tuńczyki,
mogłabym tak wymieniać bez końca, a i tak nie umiem nazwać nawet
połowy z dostępnych tam towarów. Jest tu po prostu wszystko co da się złapać w morzu. Większość, wciąż żywa, pływa w niezliczonej ilości akwariów.
Targ znajduje się w centralnej hali oraz otaczających ją mniejszych budynkach i ulicznych straganach, a w poszukiwaniach najlepiej kierować się nosem. Mieszanki zapachu owoców morza i przypraw nie da się pomylić z niczym innym. Jeżeli nie przepadacie za zapachem ryb radzę zatykać nos ;) To tętniące życiem miejsce, a nie tylko atrakcja turystyczna. Codziennie wielu Koreańczyków robi tu zakupy i jada obiady. Zresztą i ja przyjechałam tam właśnie w celach obiadowych.
Opcje zakupów są dwie, a właściwie trzy. Pierwsza, ta najnudniejsza, to po prostu wizyta w jednej z wielu otaczających targ restauracji i wybranie czegoś z karty. Druga możliwość to zakup wybranych produktów i przygotowanie ich w domu. Wygodne, ale też trochę nudne, no i w moim lokalu nie miałam warunków do gotowania, więc ta opcja też odpadła. Zdecydowałam się więc na wariant numer trzy. Chociaż nie oszukujmy się, tak naprawdę od samego początku myślałam tylko o nim. Wskazałam interesującą mnie rybkę Jagalchi Ajummie (Większość sprzedawców na targu to kobiety, więc często nazywane są po prostu Jagalchi Ajumma- coś jak nasza ciocia) i powiedziałam, że chcę ją zjeść na miejscu. Ciocia zaprowadziła mnie na zaplecze stoiska i przygotowała hoe (생선회) – surową rybę, z wyglądu i smaku przypominającą nieco japońskie sashimi.
Nie będę się rozpisywać nad delikatnością ryby, czy niesamowitymi doznaniami, było po prostu pyszne, a do tego zjedzone w niesamowitym klimacie. Przy niewielki stoliku otoczonym setkami akwariów, w gwarze i tłoku, wśród słonego zapachu świeżych ryb i morza.
Warto tu zajrzeć w październiku kiedy jest organizowany doroczny festiwal, na którym czeka jeszcze więcej ryb, a do tego zawody sportowe np. łowienie na czas, ale i podczas zwyczajnych dni sprzedażowych jest to interesujące miejsce na mapie Busanu. Wciąż, mimo że minęło już prawie 5 lat od mojego pierwszego tu posiłku uważam go za jeden z najlepszych jakie zjadłam w Korei.
Informacje praktyczne:
- godziny otwarcia: 5:00-22:00
- dojazd: 52, Jagalchihaean-ro, Jung-gu, Busan. Metro linia 1, stacja Jagalchi.
Za zapachem ryby nie przepadam ale smak ohhh! Jadłabym! Podczas mojego pobytu w Korei w zakłopotanie wprawiały mnie biedne kraby i ryby czekające w akwariach na ich moment na patelni :o
OdpowiedzUsuń