12/28/2015 05:34:00 PM

UNESCO - światowe dziedzictwo Korei.

UNESCO - światowe dziedzictwo Korei.
Lista światowego dziedzictwa UNESCO, to spis wszystkich miejsc na świecie, które stanowią unikatową wartość kulturową lub przyrodniczą. UNESCO to organizacja ONZ, której celem jest wspieranie wspólnoty międzynarodowej w dziedzinie kultury, sztuki i nauki. Lista obejmuje ponad 1000 obiektów w 163 krajach. W Korei znajduje się 11 o wartości kulturowej i 1 o wartości przyrodniczej. Mój plan odwiedzenia wszystkich jest ciągle w realizacji :)


cr: http://english.visitkorea.or.kr


Od jakiegoś czasu trwa konkurs, popularne w Korei książeczki na stemple zachęcają do zwiedzenia wszystkich miejsc z listy. Za 3 do 5 stempli otrzymacie torbę, za więcej niż 6, parasolkę. 

Zacznę od tych, które już miałam okazję zwiedzić:


 cr: unesco

Nad urodą tego miejsca rozwodziłam się wielokrotnie. Mur otaczający centrum Suwonu powstał w latach 1794-1796 na polecenie króla Jeongjo z dynastii Joseon. Więcej informacji znajdziecie w naszym poście : link. Suwon znajduje się w pobliżu Seulu, więc jeśli nie planujecie dalszych podróży to miejsce jest doskonałym wyborem na jednodniową wycieczkę. Na liście UNESCO znajduje się od 1997 roku. 

2. Kompleks Changdeokgung


cr: http://english.triptokorea.com
Sąsiadujący z Gyeongbokgung, pałac Changdeokgung został zbudowany zaraz po nim, w 1405 roku. Kompleks obejmuje również ogród, Huwon, w którym znajdziemy małe pawilony oraz piękne drzewa, wśród nich jedno mające ponad 300 lat. Nie bez powodu jest nazywany tajemniczym ogrodem, ingerencja współczesnego człowieka została ograniczona do minimum, więc spacerując pomiędzy stawami można poczuć się jak na wycieczce w przeszłość. Na liście również od 1997 roku.

3. Grota Seokguram i świątynia Bulguksa





Bulguska to jedna z ładniejszych świątyń w których byłam, do tego jedna z najstarszych. Postała jeszcze w Silla i jest żywym dowodem niesamowitych zdolności architektonicznych mieszkańców tego okresu. Zwraca się uwagę również na dwie kamienne pagody, które znajdują się na jej terenie.

Seokguram to granitowa grota, w której wnętrzu znajduje się Bonjon i Bodhisattwa. Oba miejsca znajdują się w Gyeongju i zostały wpisane na listę UNESCO jako jedne z pierwszych, w 1995 roku. Było to jedno z miejsc, poza Seulem, w którym spotkałyśmy najwięcej turystów. Świątynia, polecana przez wszystkich napotkanych Koreańczyków, robi niesamowite wrażenie.

 cr: http://korean.visitkorea.or.kr/

4. Historyczne dzielnice Gyeongju




Gyeongju było stolicą Państwa Silla, ma więc bardzo bogatą i długą historię. Dzięki temu, że z tamtego okresu zachowało się wiele budowli i grobowców, Gyeongju nazywane jest muzeum bez ścian. Historyczne dzielnice zajmują duży obszar i na dokładne zwiedzenie wszystkiego potrzeba kilku dni. Podczas mojego pobytu było wietrznie, dzięki czemu nad grobowcami unosiło się wiele latawców. Okolica jest zadbana i otoczona wieloma uroczymi kawiarniami oraz restauracjami, co sprawia, że Gyeongju jest popularnym miejscem wycieczek nie tylko dla obcokrajowców.


5. Wulkaniczna wyspa Jeju i lava tubes (inaczej niż "tuby z lawy" nie mogę tego przetłumaczyć :D)


O Jeju pisałam przy okazji wizyty na wyspie Udo, na którą można się dostać tylko z Jeju, oraz trekkingu na najwyższy szczyt Korei. Jeju oraz wszystkie jej przynależności (jak Udo) znalazły się na liście UNESCO w 2007 roku. Na Jeju byłam w maju, pogoda była letnia, temperatury jak w polskim sierpniu. Uwielbiam całą Koreę, mam swoje ulubione miasta, restauracje i kawiarnie, ale to na Jeju bawiłam się najlepiej. Tutaj chcę wrócić dla atmosfery i ludzi. Zbyt wiele litrów makkoli sprawiło, że zaprzyjaźniony Koreańczyk dokupywał więcej mówiąc po angielsku, a poznany tego wieczoru młody francuz mówił do mnie "noona". Ech, atmosfera prawdziwego lata i palmy w środku miasta.



6. Świątynia Jongmyo 


cr: unesco

Kolejne miejsce z listy, które można odwiedzić bez opuszczania Seulu :) W obecnym stanie świątynia istnieje od XVI wieku i jest najstarszą i najbardziej autentyczną z konfucjanistach królewskich świątyń. Została poświęcona duchom przodków rodziny królewskiej dynastii Joseon. Powstała w 1934  i była wtedy najdłuższym budynkiem w Azji.

cr: www.pacificworld.com





Tyle widziałam na własne oczy: 6, czyli połowę :) Zasłużyłam na parasolkę :) Daria też, bo mimo, że nie była na Jeju to odwiedziła grobowce królewskie (Co prawda tylko Seonjeongneung, ale i tak parasolka się należy ;D)



7. Grobowce Królewskie dynastii Joseon. 


cr: www.kccla.org

Teren na którym rozsiane są grobowce można podzielić na trzy główne części. Okolice Jeongjagak to miejsce pomiędzy życiem a śmiercią. Brama Hongsalmun (widoczna na zdjęciu jest z Seonjeongneung) i jej okolice są miejscem dla żywego. Obszar za bramą to miejsce pomiędzy tym co ziemskie i święte. Tutaj dochodzi do spotkania duchów królów oraz ich żyjących czcicieli.  Dalej już tylko grobowce, grobowce i więcej grobowców. Najbardziej znany jest Seonjeongneung, leżący 20 km od Seulu. Inne znajdują się między innymi w Paju, Gimpo i Namyangju.


Samo czytanie o tym miejscu i przygotowywanie tego krótkiego tekstu zrobiło na mnie wrażenie, mam nadzieję, że następnym razem uda mi się je odwiedzić. Na przejście po tym dużym terenie z pewnością warto przeznaczyć cały dzień.

8. Namhansanseong


Kolejne miejsce, które jest bardzo łatwo osiągalne z Seulu (linia 8 Seulskiego metra), a na które zabrakło czasu. Górska forteca zaprojektowana na awaryjną stolicę dynastii Joseon. Idealna na trekking, z pięknymi widokami na miasto, poprzetykana wspaniałymi  bramami.

cr: rjkoehler.com

 cr: www.fortress-namhansanseong.or.kr

9. Historyczne wioski: Hahoe i Yangdong


Odwiedzenie Hahoe było w moim pierwszym planie na podróż do Korei. Leżąca w Andong wioska dobrze wpisywała się w moją trasę, ale zrezygnowałam z niej na rzecz podróży koleją, która przez Andong tylko przejeżdżała. Hahoe to tradycyjna wioska z dynastii Joseon. "Ha" to skrót od rzeki, a "hoe" oznacza odwrót, powrót, nawrócenie, więc można by nazwać ją Wędrującą Rzeką. Wioska jest zorganizowana zgodnie z pungsu (koreańskie feng shui) i ma kształt kwiatu lotosu, zachowana jest w niej architektura oraz książki charakterystyczne dla tego okresu.

cr: unesco
Yangdong znajduje się 16 km od Gyeongju, mieszka w niej około 250 osób. Tutaj zwraca się uwagę na zachowane tradycje neo-konfucjańskie oraz świadectwo kultury klasy yangban.

cr: koreajoongangdaily.joins.com

 10. Historyczne obszary Baekje


Baekje było jednym z trzech królestw, które znajdowały się na terenie Korei baaardzo dawno temu (18 p.n.e - 660 n.e). Historyczne "obszary" Baekje i to co wchodzi w skład tego hasła to 8 różnych zabytków rozsianych w trzech lokalizacjach. Na terenie Gongju, Buyeo i Iksan znajdziemy między innymi fortece Gongsanseong oraz  Busosanseong, królewskie grobowce, budynki administracyjne, składającą się z pięciu poziomów pagodę, pałac oraz świątynię.

cr: www.baekje-heritage.or.kr
cr: jikimi.cha.go.kr

11. Dolmeny Gochang, Hwasun i Ganghwa


Nie każdy wie (ja dopiero od roku) co to jest dolmen. Otóż dolmen to prehistoryczna budowla megalityczna o charakterze grobowca. Składa się w zasadzie z dwóch głazów pionowo wkopanych w ziemię i kolejnego płaskiego, który jest na nich położony. W Korei znajduje się 40% wszystkich dolmenów jakie istnieją na Ziemi. Dolmeny koreańskie oznaczały miejsca gdzie pochowana była rządząca elita, pod nimi znajdowano biżuterię, ceramikę oraz inne cenne przedmioty. Dolmeny z Gochang, Hwasun i Ganghwa datowane są na 7 w p.n.e.

 
cr: www.thousandwonders.net

12. Świątynia Haeinsa Janggyeong Panjeon, depozytariusz drewnianych płyt koreańskiej Tipitaki (vel Tripitaki)


Historia zarówno Tipitaki jak i świątyni jest bardzo ciekawa. Tipitaka (zbiór nauk buddyjskich) znajdująca się w tej świątyni jest trzecim "egzemplarzem", który powstał w Korei (dwa poprzednie zostały wywiezione i spalone przez Mongołów), stworzenie tego dzieła zajęło autorowi 16 lat. Nie ma pewności, ale ze względu na to, że na wszystkich płytach znajduje się ten sam styl pisma, uważa się, że jest to praca jednej osoby. 81, 258 płyt jest przechowywanych w dwóch budynkach.

cr: ministryofmen.gr
Sama świątynia również stanowi ciekawe miejsce. Znajduje się na terenie góry Kaya i jest jednym z najsłynniejszych koreańskich klasztorów. Według legendy został założony w 802 r. W okolicy znajduje się 16 pustelni oraz miejsca praktyki górskich mnichów. Jest to parafialny klasztor szkoły chogye i zarządza 82 innymi klasztorami.

cr: haeinart.wordpress.com


Przyznacie, że za każdą pozycją kryje się niesamowita historia, którą warto byłoby zgłębić dokładniej. Najbardziej zwróciły moją uwagę grobowce oraz Tripitaka (trochę wątek Mongolski). Nie da się ukryć, że Korea ma fascynująca historię o której czyta się z przyjemnością.

12/22/2015 01:30:00 PM

Temple Stay - być jak buddyjski mnich.

Temple Stay - być jak buddyjski mnich.
Oj długo nam zabrało napisanie tego postu. Poprawiany, przerabiany, porzucany na kilka miesięcy, powstawał przeszło rok. Szło ciężko, ale i temat trudny, obie połówki Oppy miały zupełnie inne przemyślenia i co innego chciały w nim zawrzeć. Decyzja jednak zapadła, czas najwyższy się z nim rozprawić i napisać o naszym pobycie w buddyjskiej świątyni.

Już sam początek okazał się trudny. Daria jako takie pojęcie o buddyzmie miała (wychodzi tu maniakalne oglądanie filmów dokumentalnych), ale głównie tybetańskim. Ja nie wiedziałam prawie nic, a moimi jedynym skojarzeniem był złoty posąg grubego faceta, obecny Dalajlama i może kilka scen z filmu "Siedem lat w Tybecie". Nie pozostało nam nic innego jak tylko wybrać się na Temple Stay i poszerzyć horyzonty.

W Korei buddyzm był swego czasu religią panującą, do tej pory różne jego założenia obecne są w kulturze, a świątynie nadal powstają (około 20% społeczeństwa deklaruje, że jest buddystami). Dzięki temu, że mnisi potrzebowali trochę PRu, miałyśmy szansę skorzystać z darmowego Temple Stay. Całość tak dobrze funkcjonuje, że doczekała się własnego centrum oraz strony internetowej. Do wyboru jest bardzo dużo świątyń, programy są zróżnicowane, można uczestniczyć w krótkich zajęciach albo w dłuższych wyjazdach. Zdecydowałyśmy się na dwudniowy pobyt z noclegiem. Formularz do rejestracji zawierał błędy, zanim go naprawili, świątynia, którą wcześniej sobie wybrałyśmy nie miała już wolnych miejsc. Zrządzeniem losu trafiłyśmy do International Seon Center, które znajduję się w centrum Seulu i jest zupełnym przeciwieństwem tego co przychodzi do głowy gdy myśli się o świątyni (Gdzie te góry, lasy i ucieczka od cywilizacji?). 

cr: International Seon Center
Razem z nami do świątyni przybyło około 50 Koreańczyków (część z nich tylko na jednodniowy pobyt) oraz jeden Czech, więc jak widać reprezentacja obcokrajowców nie była zbyt liczna. Przydzielono nam tłumaczkę, która na nasze ucho tłumaczyła tylko jakieś 20% tego co się dzieje, i zagoniono do głównej sali. Odznaczyliśmy się na liście, odebraliśmy identyfikatory i stroje (Kamizelki i dla chętnych spodnie. Czech okazał się wykraczać poza standardowy rozmiar koreańskiego buddysty, więc kamizelki nie udało się zapiąć.).

Zdjęcie z mojego konta na instagramie
Na początku Sunim opowiedziała nam o tym czym jest Buddyzm i jak przebiega życie w świątyni. Jak składać pokłony, witać się z mnichami, co nam wolno, a czego nie. Po około godzinnym wykładzie na temat Buddyzmu i sposobach medytacji sami mieliśmy jej spróbować. Oczywiście na początku pomyślałyśmy, że przecież nie ma nic trudnego w siedzeniu po turecku. Mieliśmy spróbować nie myśleć o niczym konkretnym, myśleć o myśleniu (to ma sens!). Spojrzeć na siebie z dystansu i się wyciszyć. Tylko przez 5 min. Zamknięte oczy, wyprostowane plecy, ręce na kolanach... po 10 sekundach zaczęła mnie swędzieć cała twarz, a Darię nos, po 30 sekundach obie walczyłyśmy z bólem pleców, po minucie odezwały się u mnie kolana, a po około 3 minutach otworzyłyśmy oczy (ciekawość zwyciężyła, nudno tak myśleć o myśleniu ;) ).

Nie oszukujmy się, całe życie siedząc na krzesłach, a po turecku chyba ostatni raz w latach szkolnych, a i wtedy zgarbione, nie byłyśmy do tego przyzwyczajone. Czech stękał jeszcze bardziej niż my i poddał się, zmieniając pozycję na bardziej komfortową. Mimo, że Koreańczycy więcej życia spędzają na podłodze i teoretycznie są bardziej predysponowani do takiej medytacji, to poznane Koreanki też narzekały na kolana i plecy.



Pobyt był dobrze rozplanowany i nie pozostawiono nam nawet minuty żeby się nudzić. Po medytacji udaliśmy się na pierwszy posiłek: ryż, warzywa, kimchi, zupa i owoc na deser (Koreańscy buddyści, w przeciwieństwie do tych w innych krajach, są wegetarianami). Oczywiście należało jeść w milczeniu i do ostatniego ziarenka ryżu. Nic nie powinno się zmarnować. Po jedzeniu do pracy zabrał się team zmywający, do którego należałam. 

Na początku każdy z obecnych został przydzielony do jednej z grup, które miały się zajmować właśnie zmywaniem, sprzątaniem oraz w ostatnim dniu podawaniem herbaty (to była rola Darii). Gdy na końcowym spotkaniu zapytano nas o to co najbardziej nam się podobało wybrałam właśnie przynależność do drużyny zmywającej. Nie tylko dlatego, że była to praca zbiorowa i mogłam się poczuć częścią grupy, ale również dlatego, że czułam, że coś ode mnie zależy i przez to staję się częścią świątyni. Mniszka pochwaliła ten wybór, podkreślając, że właśnie taki był cel tych obowiązków. Poza tym każdy kto przychodzi do świątyni staje się jej pełnoprawnym mieszkańcem, a nie gościem, dlatego powinien pomagać w jej funkcjonowaniu. Tu warto nadmienić, że przemyślenia Darii nie były tak wzniosłe. Podawanie herbaty nie spowodowało, że poczuła się częścią wspólnoty, a jedyne o czym wtedy myślała, to to, że serwowane ciasteczka są pyszne (pragmatyczna dusza w każdym calu :P ).

Pierwszego dnia zrobiliśmy też papierowe kwiaty lotosu, które później mogliśmy zabrać do domu.

Noc spędziliśmy we wspólnych salach, podzielonych na te dla kobiet i dla mężczyzn. Spaliśmy na cienkich materacach, które położone były bezpośrednio na podgrzewanej podłodze. Muszę przyznać, że trochę się bałam, że będzie nam zimno, a było za gorąco. Światła zgaszono o 21:00. Pobudka była o 4:00.

O 4:30 wszyscy już siedzieli po turecku przed obliczem Buddy. Wzięliśmy udział w porannej ceremonii Ye-bool, jej celem jest m.in. oddanie szacunku Buddzie i jego uczniom. Podczas modlitwy jeden z mnichów uderza w dzwon, a drugi w drewnianą tykwę, wyznaczając rytm kolejnych pokłonów. Ponownie spróbowaliśmy medytacji, poszliśmy również na godzinną "medytację chodzoną" do pobliskiego parku. Sunim nadawała tępo, które było iście ślimacze. Obie chodzimy dość szybko, więc było dla nas dużym wyzwaniem przemieszczać się w tempie reszty grupy. Nasz pochód zwracał też uwagę okolicznych mieszkańców. Jak widać na pierwszym zdjęciu Seon Center znajduje się po środku miasta, z każdej strony otoczone wieżowcami i blokami. Widok kilkunastu osób w mnisich ubraniach, spacerujących po okolicy, raczej tu nie pasuje (Szczególnie o 6 rano).

Po śniadaniu wróciliśmy do wspólnej sali na 108 prostracji. Wszyscy Koreańczycy z naszej grupy powiedzieli, że prostracje wywarły na nich największe wrażenie i właśnie wtedy najpełniej poczuli i zrozumieli czym jest buddyzm, natomiast Sunim, zwróciła uwagę, że obcokrajowcy nigdy tego nie wybierają jako najważniejszego elementu pobytu. Praktycznie rzecz biorąc 108 prostracji to 108 głębokich pokłonów, które są wykonywane po przeczytaniu/powiedzeniu na głos różnych zdań mających na celu oczyszczenie umysłu, uwolnienie od zbędnego przywiązania do cierpienia i docenienie swojego życia. Rytuał jest też traktowany jako forma fizycznej medytacji i ćwiczenie dla zdrowia. To ostatnie na pewno, potem rozmawiałyśmy o tym, że każda z nas po około 30 pokłonach miała już trochę dość. Ja liczyłam ile jeszcze zostało do końca, Daria w ogóle się wyłączyła, automatycznie robiąc kolejne skłony.


Ostatnim punktem programu była rozmowa z Sunim w małych grupach (Popijając herbatę przyniesioną przez Darię ;) ). Rozmawialiśmy o tym co najbardziej nam się podobało, mogliśmy zadawać pytania, prosić o rady i szczerze ze sobą podyskutować. Ciekawą rzeczą była możliwość wysłania kartki do siebie z przyszłości. Poprosiłam każdego o podpis i wpisałam datę przypadającą na kilka dni przed moimi urodzinami, żeby właśnie wtedy dostać kartkę. Mniszka zaprosiła każdego z nas do ponownych odwiedzin i przypomniała, że drzwi świątyni są dla nas zawsze otwarte.



Rozmowa z mnichem, cr: International Seon Center


Pobyt był intensywny i ciekawy, poznałyśmy kilka przemiłych osób, z którymi nadal utrzymujemy kontakt. Temple Stay to dobry sposób na wyciszenie i relaks, szczególnie jeżeli jest się częścią koreańskiego wyścigu szczurów. Udział w życiu świątynnym nie doprowadził do naszej wielkiej przemiany duchowej, zresztą żadna z nas tego nie oczekiwała. To była okazja żeby dowiedzieć się czegoś więcej o buddyzmie i życiu mnichów. 

Warto również podkreślić, że wyznanie nie jest tu istotną kwestią. Większość pytanych Koreańczyków deklarowała, że jest chrześcijanami i przyszli do świątyni, żeby tak jak my dowiedzieć się czegoś więcej o nieznanej im religii, lub odpocząć od zgiełku wielkiego miasta.

Nasza grupa, cr: International Seon Center




***
W tym samym czasie kiedy odwiedziłyśmy świątynię, w Seulu było również organizowanych wiele innych imprez związanych z buddyzmem. W ratuszu miejskim na odwiedzających czekała wystawa bonsai i loteria z nagrodami. Daria mimo deklaracji, że nigdy niczego nie wygrywa, za pierwszym razem celnie rzuciła w koło fortuny i stała się dumną posiadaczką mnisiej zastawy stołowej (pałeczki, łyżki i rybki podpórki do sztućców). Może to był znak od Buddy ;)



Informacje praktyczne:
  • Dojazd: Linia 5, wyjście 8 na stacji Omokgyo. Prosto aż do pierwszego skrzyżowania, na którym należy skręcić w lewo, świątynia będzie po około 200 metrach, po prawej stronie. 
  • Cena:  Za 2 dniowy pobyt z noclegiem i posiłkiem. Dorośli: 50 000 W (około 150 zł), dzieci poniżej 13 roku życia 30 000 W (około 90 zł), chyba, że trwa akurat Temple Stay Week, kiedy takie atrakcje są za darmo.


Większość zdjęć z postu pochodzi ze strony International Seon Center i w większości są to zdjęcia konkretnie z naszego pobytu.

Jeżeli chcecie obejrzeć więcej zdjęć buddyjskich świątyń w Korei to zapraszamy to naszych postów: KLIK, KLIK, KLIK

12/13/2015 12:06:00 PM

Co przywożę z Korei, część 2.

Co przywożę z Korei, część 2.

Pisałyśmy już o tym co przywozimy z Korei, ale macki konsumpcjonizmu oplotły nas na tyle mocno, że na jednych zakupach nie mogło się skończyć. Dziś zapraszamy na post o pamiątkach typowych, które już na pierwszy rzut oka kojarzą się z Krajem Porannego Spokoju.

Dojang (도장) – spersonalizowany stempel, używany kiedyś w Korei powszechnie i nadal stosowany na przykład przy podpisywaniu kontraktów. To w zasadzie Twój podpis w wersji stempla. Jest dostępny w wielu sklepach specjalistycznych oraz w typowo turystycznych lokalizacjach np. Insaedong w Seulu. Polskie imiona i nazwiska są długie, ale samo imię powinno się zmieścić, a prywatny, koreański stempel będzie naprawdę niezapomnianą pamiątką.

cr: http://www.onedaykorea.com/

Buchae (부채) – wachlarz. Istnieje oczywiście masa kształtów i kolorów, ale taki najbardziej koreański będzie ten z trójkolorowymi spiralami. Praktyczny zakup na upalne dni. Przy okazji wachlarza warto wspomnieć o Hanji, czyli tradycyjnych wyrobach z papieru; lampiony i papeteria też mogą być interesującą pamiątką.


cr: http://thinkofseoul.blogspot.com/

Skarpetki - jeżeli nie są jedną z pierwszych rzeczy, o których myślisz jak o pamiątkach z podróży,  znaczy, że nie byłeś jeszcze w Korei. Tutaj są jednym z najpopularniejszych prezentów i znajdują się na prawie każdej liście pamiątek z Kraju Porannego Spokoju. Tanie, zabawne i nietypowe. Wzorów jest tak wiele, że aż trudno się zdecydować: związane z k-popem, ze zwierzątkami, potworkami, najnowszymi hitami kinowymi, w kropki, zygzaki, łaty, do wyboru do koloru. Dostępne wszędzie gdzie są turyści... i Koreańczycy, którzy też je namiętnie kupują.

Skarpetki, skarpetki, skarpetki... żabka w drugim rzędzie to moja ulubiona ;)

cr: http://grrrltraveler.com/

K-pop'owe gadżety – jeżeli SM, YG, JYP nie są Ci obce, umiesz rozszyfrować skrót BTS, a Exo nie jest tylko pustym słowem, to znak, że te pamiątki są właśnie dla Ciebie. Odwiedzając Koreę Południową nie da się od tego uciec, w turystycznych lokalizacjach (albo w okolicach żeńskich uniwersytetów) czekają na fanów płyty, plakaty, naklejki, bransoletki, kosmetyki, poduszki, pluszaki, figurki... i jeszcze więcej płyt.


cr: http://grrrltraveler.com/

Wszystko co puchate i urocze - Korea jest pod tym względem podobna do Japonii. Bez trudu znajdziesz tu masę rzeczy w stylu kawaii (w Korei będą one aegyo (애교)). Popularnymi sklepami do takich zakupów są np. Daiso i Kyoobo; czekają tam naklejki, opakowania na chusteczki, maskotki, pudełka na drugie śniadanie, naklejki na klawiaturę, a nawet śliczne opakowania na tabletki. Do tego dochodzą jeszcze wszelkiego rodzaju obudowy na telefony. Większość Koreańczyków ma smartfony, niektóre, prawie że wielkości tabletów, więc uwielbiam patrzeć jak z trudem mieszczą im się w ręce, a o trzymaniu telefonu w kieszeni spodni można zapomnieć, więc i rynek case'ów jest rozwinięty. Na fanów uroczych dodatków czekają takie w kształcie butelek, z króliczymi uszami, z hello kitty... jeżeli to nie wystarczy, można się również zaopatrzyć w earphone jack, czyli zatyczkę do telefonu wsadzaną w miejsce podłączenia słuchawek. Mnogość wariantów jest powalająca.


Foremka żeby robić śliczne drugie śniadania, znaczek, wszelkiej maści i rodzaju masażery do twarzy, tabletki w które wkłada się urocze wiadomości dla lubego ;)


Ginseng – czyli korzeń żeń-szenia, stosowany w medycynie koreańskiej już od stuleci. Kiedyś ludzie z całego świata przybywali do Kraju Porannego Spokoju właśnie po ten magiczny korzeń, który do dziś jest popularnym prezentem. Nalewka z niego jest dość droga, ale na pewno zdrowa i zapewniająca długowieczność (Podobno żeń-szeń był stałym elementem diety Króla Yeongjo, władcy dynastii Joseon, który dożył 83 lat). Tańsza opcja to cukierki z żeń-szeniem.

cr: http://www.gobizkorea.com/
cr: http://www.sxc.hu/

Hanbok (한복) – tradycyjny strój koreański (Więcej o nim pisałyśmy TUTAJ). To jedna z pamiątek z naprawdę wysokiej półki, dlatego wielu turystów decyduje się na kupno mniejszej, dziecięcej wersji, która jest oczywiście odpowiednio tańsza. Przy okazji przestrzegam, że powinien być to gruntownie przemyślany zakup. Po co nam hanbok, którego jedynym przeznaczeniem będzie wiszenie w szafie? Jeżeli mimo wszystko dziecięca wersja jest za droga, lub nie chcemy kupować całego stroju, namiastką będą wszelkiego rodzaju torebeczki, sakiewki na pieniądze, czy ozdoby do włosów. Mniejsze, ale równie piękne.


cr: soompi.com
cr: www.etsy.com

Wyroby z masy perłowej – to również odrobinę droższe pamiątki, ale przyciągają wzrok z daleka. Przepiękne, inkrustowane masą perłową szkatułki, lusterka, grzebienie, a nawet meble. Wszystko ozdobione misternymi wzorami i aż krzyczące żeby je kupić. Naprawdę trudno im się oprzeć.



cr: http://tgiwholesale.en.ec21.com/

Jedzenie i Alkohol – wspominałyśmy o tym przy okazji wcześniejszego postu o zakupach w Korei. Lubię przywozić z miejsc, w których byłam jedzenie związane z danym regionem, ale w co warto zaopatrzyć się w Korei? Na pierwszym miejscu wszelkich rankingów zazwyczaj ląduje alkohol: sztandarowy przykład to soju, ale również makkoli (wino ryżowe), będzie ciekawym zakupem. Co do jedzenia, ważne żeby było wygodne w transporcie, więc mogą to być np. glony, larwy jedwabników, wyroby z korzeniem żeń-szenia, i przekąski pakowane w hermetyczne opakowania np. suszone kalmary, cukierki o smaku bambusa, truskawkowe oreo, pepero, gochujang, tteokbokki...

Cukierki z bambusem i czarną fasolą

Wszystko co związane z Buddą – W Korei około 20% społeczeństwa to buddyści, a przy wielu świątyniach znajdują się sklepy, w których poza figurkami Buddy można kupić m.in. buddyjskie różańce, dzwoneczki, miseczki, pałeczki, kwiaty lotosu, a nawet pełen strój buddyjskiego pątnika.


Buddę można też dumnie nosić na bluzie ;)


Na dziś to tyle, któreś pamiątki przypadły Wam do gustu? A może macie jakieś własne typy? Piszcie :)

Copyright © 2016 My Oppa's Blog , Blogger